Polska poezja

Wiersze po polsku



Zbladła twarz Don Żuana, gdy w ulicznym mroku

Zbladła twarz Don Żuana, gdy w ulicznym mroku
Spotkał swój własny pogrzeb, i przynaglił kroku.
I zatracił różnicę między ciałem w ruchu
A tym drugim, co legło w trumiennym zaduchu.
Czuł tożsamość obojga – orszak szedł pośpiesznie,
A jemu się zdawało, że w miejscu tkwi śmiesznie.
Czekał, aż uśnie w Bogu, lecz stwierdził naocznie,
Że Bóg nie jest – noclegiem – i że już nie spocznie.
Pogardą na śmiertelne odpowiadał dreszcze.
„Śpi snem wiecznym” – szeptano, ale nie spał jeszcze.
Szedł coraz bezpowrotniej – w pozgonnym rozpędzie.
„Śpi snem wiecznym…” Snu nie ma i nigdy nie będzie!
„Szczęśliwy! Już nie cierpi!” – tak mówiono wkoło –
A on w świat trosk mogilnych kroczył niewesoło,
W świat, gdzie pierwszą ułudą jest ostatnie tchnienie –
I zaczęło się nowe – niezależne cierpienie.
Dzwony jeszcze dzwoniły. Nie słychać ich wcale.
Szli ludzie – dotąd żywi…Minął ich niedbale.
Czczość dzwonów i daremność zrozumiał pogrzebu.
I zmarłymi oczyma przyglądał się niebu.


1 Star2 Stars3 Stars4 Stars5 Stars (1 votes, average: 5,00 out of 5)

Wiersz Zbladła twarz Don Żuana, gdy w ulicznym mroku - Bolesław Leśmian