Z podróży Dunajcem
Już jasny księżyc na wodospadzie
Haftuje srebrem strumienia bieg
I fala, co się do snu nie kładzie,
Lekko potrąca o skalny brzeg.
Już ciemne lasy drzemią w oddali
Szemrząc modlitwy wieczornej chór,
Dalekie echa głuchną na fali
I we mgłach toną podnóża gór.
Łódkę do drogi strumień kołysze
I pianą rosi nadbrzeżne mchy:
Płyńmy więc w ciemność i nocną ciszę,
W krainę cudów, marzeń i mgły.
Głowę swą oprzyj na mym ramieniu
I do księżyca obróć swą twarz,
I oświecona w bladym promieniu
O widmie szczęścia dumaj i marz!
Ja będę śledził na twojej twarzy
Przelotnych marzeń ruchomą nić
I będę myślał: Jak pięknie marzy…
l zwolna zacznę o tobie śnić.
A tak cię sen mój sercem odmieni,
Że mi wykwitniesz jak biały kwiat,
Pełen miesięcznych drżących promieni,
Rzucony ze mną w fantazji świat.
I będę mniemał wtenczas wpółsenny,
Że na twych marzeń tęczowym tle
Widzę uczucia odblask promienny,
Płynący ku mnie na srebrnej mgle…
A kiedy jeszcze fala zdradziecka
O kamień naszą potrąci łódź,
To ty z przestrachem trwożnego dziecka
Na mnie wzruszone spojrzenie rzuć!
I do mnie bliżej pochyl się cała
I ujmij silniej braterską dłoń
Ja będę myślał, żeś ty zadrżała
W mojego serca spojrzawszy toń…
A kiedy dalej wypłyniem zwolna
Na wód leniwych spokojny szlak,
Może pomyślę, żeś kochać zdolna
I że mi łezkę rzucasz na znak!
Więc płynąc znowu w girlandach piany,
Co się roztrąca o progi skał,
Wyszepnę przez sen: żem zakochany
I żem ci serce na wieki dał.
Tak rozmarzeni oboje ciszą,
Pijąc tęsknotę i nocny chłód,
Wymienim słowa, które usłyszą
Fale i duchy leniwych wód;
I w księżycowych blasku promieni,
Rwąc kwiaty marzeń na srebrnej mgle,
Uwierzym, żeśmy sercem złączeni
W pierwszej miłości rozkosznym śnie.
Lecz gdy przybijem wreszcie do brzegu,
Rzucając miejsce czarownych scen,
Wtenczas o dobrym myśląc noclegu,
Poznamy wkrótce, że to był sen!