W ulotnej ręce czasu
Na stopniach lśniącego domu wariatów
słyszę jak sędziwy dzwon wstrząsa leśną polaną,
żałobny dzwon mego świata
Wspinam się i wchodzę na burzliwe zebranie rycerzy
którzy nie wiedząc o mnie rozłożyli mapy z pergaminu
i palcami w kolczudze tropią moje przyjście
wstecz wstecz wstecz gdy na czarnych stopniach
Rzymu – liry Nerona – stałem
a w mych ramionach płaczący filozof –
ostatni krzyk szalonej historii
Teraz wiedzą o mej obecności
me przyjście oświetlone znakami
Wielkie okna Raju otwarte
W lśniący pył spadają zasłony Przeszłości
W chmurach różnobarwnych ptaków
Światło skrzydlate światło O cudzie światła
Czas mnie bierze za rękę
i prowadzi urodzonego 2ó marca 1930 z szybkością 100 mil/godz.
ponad targowiskiem wyboru
co wybrać? co wybrać
Och – opuszczam pomarańczowy pokój mitu
nie mogę zamknąć zabawek Zeusa
Wybieram pokój na ulicy Bleecker
Dziecinna matka karmi mnie białą mediolańską piersią
ja ssę walczę i krzyczę Olimpijska matko
nie znam tej piersi
Śnieg pada
Dziesiątki koni skazanych na oblodzony asfalt
Nędzne sny Czarne korytarze szkoły Nr 42 Dachy
Gruchające gołębie
Prowadzany z szybkością 100 mil/godz. ponad tymi ulicami mafii
świętokradczo zrzucam skrzydła Hermesa
O Czasie bądź litościwy
strąć mnie poniżej tłumu aut
nakarm inną szare drapacze chmur
wyczerp me serce twymi mostami
Odrzucam mą lirę Orfickiej daremności
I wskutek tej zdrady wspinam się po lśniących szalonych stopniach
i wchodzę do pokoju o rajskim świetle
ulotny
Czasie
długi długi długi pies goniący za swym ogonem
chwyta mnie za rękę
wprowadza w warunkowe życie