O łasce Bożej w brzydkim kościele
Kościółek był tak brzydki, że nie powiem który,
Brzydota wprost się lała z każdej większej dziury
Dobry święty Antoni miał twarz wykrzywioną,
Inny święty był lepszy, lecz przed wojną spłonął
Żostała po nim broda na pace przy murze,
Wota i dwie donice na fikusy duże
Barankowi z chorągwi popruły się żebra,
A za oknem drżał deszczyk z jaskółek i srebra,
O cały cmentarz dalej, gdzie już las wysoki
Kolory czarnych jagód składał na obłoki
I nagle cud się zdarzył,
Że w to straszne wnętrze –
Szły na mnie jakieś dłonie od winnic gorętsze –
I uniosły mą duszę nad rude anioły
Pod Matki Boskiej oczu szafirowe pąki
Wtedy sercem ukląkłem. I płakałem wiele