Książki
Są ogrodem, po którym mogę spacerować
z zamkniętymi oczami bez obawy, że w nich zabłądzę.
Nieraz znajduję pomiędzy kartkami
ścieżki wydeptane przez ludzi.
Niektóre wykreślone są z wyraźnym celem na przyszłość,
inne, przeceniając swoje siły, mijają się z nim
Może właśnie dlatego wczytuję się w nie,
lecz jeszcze nigdy nie udało mi się dostać po nich
do konkretnego miejsca. Przeważnie krzyżują się
w mniej lub bardziej odpowiednim czasie.
Odkąd stały się dla mnie nieskończenie długim problemem,
zagłębiam się w nie aż po łokcie.
Dopiero w nocy szczegółowo obejmuję je wzrokiem.
Czasem zanurzam się w nich razem z głową,
lecz najczęściej głowię się nad nimi. Podobne są wtedy
do węża pełznącego w sobie tylko wiadomym kierunku.
Myślę, że pocięte nawet na małe kawałki
potrafiłyby czerpać życie z kilku soczewek czasu jednocześnie.
Najchętniej jednak pragną prześlizgnąć się ponad nim,
lecz rzadko której się to udaje.
Najbardziej karkołomną grą, jaką prowadzą,
są skoki z półki na podłogę.
W ten sposób zamierzają udowodnić sobie,
że potrafią się poruszać w czasie.
Udaje się to tylko niektórym. Inne po prostu siwieją
(dziwią się, że ludzie nazywają je białymi krukami).
Pojedyncze egzemplarze, którym brakuje kartek,
spadają na podłogę siłą własnej sugestii.
Wylatują z nich potem luźne zdania, a nieraz całe rozdziały.
Wykrzykniki, nie mając już nic do powiedzenia,
przybierają postać znaków zapytania (po niektórych
zostaje tylko mała kropka).
Zwykle pozbywają się też tytułu i okładki.
Nigdy nie próbowałem podnieść ich z podłogi.
Może dlatego, że sam często stojąc w ślepej uliczce
wbrew wszelkiej prawdzie bałem się znaleźć z niej wyjście.
kwiecień 1978