Przyszło do głowy
Któregoś
Zimowego ranka
Przyszło Panu Cogito do głowy
Stanęło
W środku głowy
Nie chciało się ruszyć
Ani w prawo
Ani w lewo
Było duże
Sapało
Miało zapach listonosza
I ubogiej tajemnicy
Żeby
Pan Cogito przynajmniej wiedział
Po co przyszło
Kontakt
Był żaden
Pan Cogito nie śmiał zapytać
„przepraszam ale o co chodzi”
Szamotał się
Z jego milczącą nieruchomością
Trwało to
Nieznośnie długo
Sytuacja niezręczna
Więcej upokarzająca
Bo im dłużej stał
W środku głowy
Tym bardziej ulegał
Metamorfozie
Z intruza
– w gościa
– w sublokatora
– współwłaściciela
Głowy
Był
I był
I jeszcze raz był
Nieustępliwy
Zajadły
Na szczęście
Pan Cogito
Zachorował na zapalenie płuc
Gorączka wznieciła pożar
Spaliło się wnętrze głowy
Razem z tym
Co któregoś zimowego ranka
Stanęło w środku głowy
Teraz
Pan Cogito
Jest ostrożny
Sprawdza
Dokładnie
Drzwi
Okna
I zamki
Nawet wyloty kominów
Nawet wyloty wyobraźni