Polska poezja

Wiersze po polsku



Opluty (44)

Któregoś dnia to miasto będzie należeć do mnie.

Na razie chodzę, na razie patrzę, na razie swój nóż ostrzę,

wkładam, zdejmuję kastet.

Opluty.

Opluty.

Napluli mi na plecy.

Nic o tym nie wiem.

Chodzę po mieście. Chodzę po mieście.

PLANTY SZEWSKA RYNEK.

Chodzę po mieście.

RYNEKSZEWSKAPLANTY.

Opluty.

Oplutyoplutyoplutyopluty.

Puuu.

Któregoś dnia to miasto będzie należeć do mnie.

Na razie chodzę, patrzę. Na razie nic.

Któregoś dnia rzeką Wisłą przypłynie statek piratów.

O pięciu masztach. Dwudziestu armatach.

I zapytają: – Który to Świetlicki?

A ja wtedy stanę na samym środku rynku – i będę wskazywać:

TEGO, TEGO, TAMTĄ, TEGO, TEGO,

WSZYSTKICH!!!!

Opluty. Opluty.

Ooooopluty.

Kraków i Nowa Huta – Sodoma z Gomorą –

z Sodomy do Gomory jedzie się tramwajem.

Chodzę po mieście.

Chodzę po mieście.

Opluty.


1 Star2 Stars3 Stars4 Stars5 Stars (3 votes, average: 4,00 out of 5)

Wiersz Opluty (44) - Marcin Świetlicki