Polska poezja

Wiersze po polsku



Dudarz

Jakiż to dziadek, jak gołąb siwy, Z siwą aż do pasa brodą? Dwaj go chłopczyki pod rękę wiodą. Wiodą mimo naszej niwy.
Starzec na lirze brząka i nuci, Chłopcy dmą w dudeczki z piórek Zawołam starca, niech się zawróci I przyjdzie pod ten pagórek.
„Zawróć się, starcze, tu na igrzysko, Tu się po siewbie weselim: Co nam dał Pan Bóg, tym się podzielim, I do wsi na noc stąd blisko”.
Posłuchał, przyszedł, skłonił się nisko I usiadł sobie pod miedzą: Przy nim po bokach chłopczyki siedzą Patrząc na wiejskie igrzysko.
Tu brzmią piszczałki, biją bębenki, Płoną stosy suchych drewek; Piją staruszki, skaczą panienki Obchodząc święto dosiewek.
Milczą piszczałki, głuchną bębenki. Porzuca ogień gromadka: Biegą staruszki, biegą panienki, Biegą do dudarza dziadka.
„Witaj, dudarzu, witamy radzi. W wesołej przychodzisz dobie; Pewnie z daleka Pan Bóg prowadzi, Pogrzej się i spocznij sobie”.
Wiodą, gdzie ogień, gdzie stół z murawy Sadzą dudarza pośrodku; „Może pozwolisz na trochę strawy Albo na szklaneczkę miodku?
„Widzim i lirę, widzim piszczałki, Zagraj co nam samotrzeci, Napełnim za to tłomok, kobiałki, I będziem wdzięczni waszeci”.
„No, stójcież cicho” – rzekł do gromadki, „Cicho” – powtarza, w dłoń klaska, „Jeżeli chcecie, zagram wam, dziatki, A cóż wam zagrać?” – „Co łaska” –
Wziął w ręce lirę i szklankę sporą, Miodem pierś starą zagrzewa, Mrugnął na chłopców, ci dudki biorą, Brząknął, nastroił i śpiewa:
„Idę ja Niemnem, jak Niemen długi. Od wioseczki do wioseczki, Z borku do borku, z smugów na smugi, Śpiewając moje piosneczki,
„Wszyscy się zbiegli, wszyscy słuchali, Ale nikt mię nie rozumie, Ja łzy ocieram, westchnienia tłumię I idę dalej a daléj.
„Kto mię zrozumie, ten się użali I w białe uderzy dłonie; Uroni łezkę i ja uronię, Ale już nie pójdę dalej”.
A wtem grać przestał: nim znowu zacznie, Przelotem spójrzał po błoniu; Lecz w jednę stronę spoziera bacznie: Któż tam stoi na ustroniu?
Stała pasterka i plotła wieniec, To uplecie, to rozplecie: A obok przy niej stoi młodzieniec I splecione przyjął kwiecie.
Spokojnosć duszy z jej widać czoła, Ku ziemi spuszczone oko; Nie była smutna ani wesoła, Tylko coś myśli głęboko.
Jak puszkiem chwieje trawka zielona, Choć wiatr przestanie oddychać, Tak się na piersiach chwieje zasłona. Chociaż westchnienia nie słychać.
Wtem z piersi listek zżółkły odepnie, Listek nieznanego drzewa; Spójrzy nań, rzuci i z cicha szepnie, Jakby się na listek gniewa.
Odwraca głowę, odeszła nieco, Podniosła w niebo źrenice, Nagle na oczach łezki zaświecą I róż wystąpił na lice.
A dudarz milczy, brząka powoli, A wzrok utopił w pasterce, Utopił w licu, lecz wzrok sokoli Zdał się przedzierać aż w serce.
Znowu wziąl lirę i spory dzbanek, Miodem pierś starą zagrzewa; Skinąl na chłopców, ci do multanek, Brząknął, nastroił i śpiewa:
„Komu ślubny splatasz wieniec
Z róż, liliji i tymianka?
Ach! jak szczęśliwy młodzieniec!
Komu słubny splatasz wieniec?
Pewnie dla twego kochanka?

Wydają łzy i rumieniec,
Komu ślubny splatasz wieniec
Z róż, liliji i tymianka.

„Jednemu oddajesz wieniec
Z róż, liliji i tymianka;
Kocha cię drugi młodzieniec,
Ty jednemu oddasz wieniec;
Zostawże łzy i rumieniec
Dla nieszczęsnego kochanka,
Gdy szczęśliwy bierze wieniec
Z róż, liliji i tymianka”.
Na to szmer powstał, różne pogłoski Pomiędzy ciżbą przytomną, Tę piosnkę spiewał ktoś z naszej wioski, Lecz kto i kiedy, nie pomną.
Starzec ucisza, podnosi rękę, „Słuchajcie, dzieci!” – zawoła – Powiem, od kogo mam tę piosenkę, Może on był z tego sioła.
„Kiedym wędrując przez kraje cudze Królewiec zwiedził przechodem, Wtenczas przypłynął z Litwy na strudze Pasterz jakiś z tych stron rodem.
„Smutny był bardzo, ale przyczyny Smutku nie mówił nikomu, Odbił się potem od swej drużyny I nie powrócił do domu.
„Czesto widziałem, czy świecą zorza, Czyli księżyc w pełnym blasku. Jak on po błoniach albo u morza Po nadbrzeżnym błądził piasku.
„Posród skał nieraz, podobny skale, Na deszczu, wietrze i chłodzie, Odludny dumał, wiatrom swe żale, A łzy powierzając wodzie.
„Szedłem ku niemu, spozierał smutnie, Ale ode mnie nie stronił, Jam nic nie mówiąc nastroił lutnię, Zaśpiewał, w struny zadzwonił.
„Łzy mu się rzucą, lecz skinął czołem, Że się to granie podoba: Ścisnął za rękę, ja go ścisnąłem I zapłakaliśmy oba.
„Poznaliśmy się lepiej nawzajem, I byliśmy przyjaciele. On zawsze milczał swoim zwyczajem. I ja mówiłem niewiele.
„Potem, gdy troską strawiony długą Już nie mógł rady dać sobie, Ja towarzyszem, ja byłem sługą, Jam go pilnował w chorobie.
„Nędzny, w mych oczach gasnął powoli Raz mię przywołał do łoża: „Czuję – rzekł – bliski koniec niedoli. Niech się spełni wola boża.
„Zgrzeszyłem tylko, że moje lata Tak się nadaremnie starły: Ale bez żalu schodzę ze świata, Dawno już na nim umarły.
„Kiedy mię skał tych dziki zakątek Ukrył przed gminu obliczem, Odtąd już dla mnie świat ten był niczem: Żyłem na swiecie pamiątek.
„Ty, coś mi wiernym został do grobu – Kończył ściskając za ręce – Nagrodzić tobie nie mam sposobu, Wszakże to, co mam, poświęcę.
„Znasz piosnkę, którąm po tyle razy Śpiewał płacząc nad mym losem; Pomnisz zapewne wszystkie wyrazy I wiesz, jakim śpiewać głosem.
„Mam jeszcze z bladych włosów zawiązkę I zeschły cyprysu listek; Naucz się piosnki, weź tę gałązkę, To mój na ziemi skarb wszystek.
„Idź może znajdziesz na brzegach Niemna Tę której już nie obaczę, Może jej piosnka będzie przyjemna, Może nad listkiem zapłacze.
„Nagrodzi starca, do domu przyjmie, Powiedz…” – Wtem oko ściemniało. A w ustach Panny Najświętszej imię Wpół wymówione zostało.
„Silił się jeszcze, i w samym skonie Na próżno coś wyrzec żądał. Wskazał ku sercu i ku tej stronie, Na którą żyjąc poglądal”.
Tu przerwał dudarz i szukał okiem, Dostając listek z papierka; Lecz już nie była między natłokiem Ta, której szukał, pasterka.
Z daleka tylko poznał sukienkę, Bo w chustce skryła twarz boską. Jakis młodzieniec wiódł ją pod rękę, Już ich nie widać za wioską.
Przybiegła zgraja, gdzie starzec siedział, „Co to jest?” – wszyscy pytają; On nic nie wiedział, może i wiedział, Ale nie mówił przed zgrają.


1 Star2 Stars3 Stars4 Stars5 Stars (1 votes, average: 5,00 out of 5)

Wiersz Dudarz - Adam Mickiewicz
«