Naśladowanie Koranu
I szemrał na Boga wędrowiec zdrożony,
Od żaru omdłały i cienia spragniony.
Trzy dni i trzy noce błądzący w pustyni,
Oczami od znoju i pyłu spiekłymi
Gdy toczył, z tęsknotą gasnącą, wokoło,
Znienacka zdrój ujźrzy pod palmą wesołą.
Pobieżał ku palmie w pustyni rosnącej
I chciwie napoił z krynicy rzeźwiącej
Swój język zgorzały i płomień źrzenicy,
I legnął, i zasnął przy wiernej oślicy.
I lat wiele nad nim w pustym szło niemej,
Bo tak sobie życzył Pan nieba i ziemi.
Wędrowiec się ocknął w godzinie nad ranem,
Wstał, słyszy – ktoś mówi doń głosem nieznanym:
„Azali tu dawno zasnąłeś głęboko?”
A on odpowiada: „Już słońce wysoko
Na niebie mi wczoraj świeciło z błękitu,
Przespałem głęboko od świtu do świtu.”
A głos: „Więcej godzin, wędrowcze, przespałeś,
Spójrz, kładłeś się młody, a starcem powstałeś.
Już palma zniszczała i wody zdrój chłodny
Wyczerpał się, wysechł w pustyni bezpłodnej,
Piaskami zaniesion stepowej martwicy,
I kości bieleją twej wiernej oślicy.”
Nieszczęściem rażony ów starzec w tej chwili
Zapłacze i drżącą swą głowę pochyli…
I cud stał się wtenczas w pustynnej śreżodze:
Miniony dzień ożył w młodzieńczej urodzie,
Znów wzbija się palma cienistą koroną,
Znów zdrój napełniony i wiewy powioną.
I kości spróchniałe oślicy powstają,
Oblekły się w ciało, ryk głośny wydają,
I w sercu wędrowca znów radość i siła,
I młodość wskrzeszona we krwi mu ożyła,
I pierś zachwyceniem napełnia się błogiem,
I dalej wędrowiec wybiera się z Bogiem.