Polska poezja

Wiersze po polsku



#155

Nie mogę go sobie wybić, wybić z głowy.
Jemu mieszało się w głowie od lat
w komisariatach i w Bellevue.
Podjechał pod mój dom w Providence
ho ho o 8 rano w taksówce z Cambridge
i kazał jej czekać.

Chodził po pokoju i nie chciał śniadania
a nawet kawy, ba, nawet drinka.
Przemierzał pokój, powiedziałem Siadaj,
bo to mnie drażni, na chwilę usiadł,
potem znowu chodził. Gdzieś po godzinie ja wypiłem drinka.
On wrócił do Cambridge,

do dziś nie wiemy dlaczego przyjechał, ani po co.
Niejasna była jego misja. Misja prawdziwa,
ale niejasna.
Pamiętam tę iskrzącą przenikliwość kiedy był młody,
polot, żarliwość, talent, cały żywy młody
z nadwyżką miłości.


1 Star2 Stars3 Stars4 Stars5 Stars (2 votes, average: 3,50 out of 5)

Wiersz #155 - Berryman John