Sen
Śniło mi się, że znika treść kwiatów wątpliwa,
I że ogród, istnienia zlistwionego syt –
Ginie, szepcąc twe imię, dziewczyno wróżb chciwa –
A śmierć szarpie na strzępy twój spieszczony byt.
Ginie w złoto i jedwab przystrojone życie,
I cmentarz, gdzie rozpacza zapomniany trup –
I las znika, gdzie ślad swój wyryła niezbicie
Zwycięska rzeczywistość moich dzielnych stóp.
Znikło miasto, gdzie wrzała bezzasadna praca
I gdzie się rozbudował śmiech, niebyt i żal.
Nadaremnie się obłok – słońcu przypodzłaca:
Znikł obłok – żywot wieczny – bóstw kilka – i dal.
Lecz ja trwam, by śnić jeszcze na moglie nieba
Mrok, któremu śmierć chmurne rozczesuje brwi.
I mój pokój trwa także – dlatego że trzeba
Mieć pokój – we wszechświecie… I zamknąłem drzwi…
Świerszcz piosenką zapiecną oszołamia ciszę –
Anioł miga białawo w zaokiennej mgle –
A ja wiersz ten dla świerszczy i aniołów piszę –
I tak mi źle na tym świecie – tak mi strasznie źle!