Chciałem obalić rząd ale powaliłem tylko cudzą żonę
30 psów, 20 mężczyzn na 20 koniach, jeden lis
patrz co tu piszą:
jesteś ofiarą państwa, kościoła,
żyjesz w ułudzie swojego ego,
poczytaj trochę historii, przestudiuj system monetarny,
zauważ że wojna ras trwa od 23 tysięcy lat.
no tak, pamiętam jak 20 lat temu siedziałem u boku starego
żydowskiego krawca
w świetle lampy jego nos wyglądał jak działo wycelowane we wroga; był
tam też włoski aptekarz który mieszkał w drogich apartamentach
w najlepszej części miasta: snuliśmy plany obalenia
upadającej dynastii krawca przyszywającego guziki do kamizelek
i włocha kłującego mnie cygarem po oczach, moja wyobraźnia rozpalała się,
sam byłem upadającą dynastią, pijany kiedy tylko się dało,
oczytany, wygłodzony, przygnębiony, ale mówiąc szczerze
jedna młoda dupa zmazałaby wszystek mój żal,
wtedy nie wiedziałem tego; słuchałem włocha słuchałem żyda
chodziłem ciemnymi uliczkami i paliłem wysępione papierosy
obserwowałem jak tyły domów zajmują się ogniem,
gdzieś omyliliśmy się: nie byliśmy na tyle mężczyznami,
nie byliśmy na tyle duzi albo mali,
gadaliśmy bez przerwy albo nudziliśmy się, nasza anarachia
miała krótkie nogi,
żyd niedługo potem umarł a włoch wkurzał się bo zostawałem
sam na sam z jego żoną kiedy on wychodził do apteki; wcale nie dbał o to czy
jego osobisty rząd zostanie obalony, obalenie było sprawą łatwą,
czułem się trochę winny: dzieci spały przecież w pokoju obok;
później wygrałem $200 w jakiejś gównianej grze i pojechałem do
Nowego Orleanu,
stałem tam na rogu słuchając muzyki dobiegającej z barów
potem odwiedzałem je wszystkie i
siedziałem rozmyślając o zmarłym żydzie,
o tym że jedyną rzeczą jaką robił było przyszywanie guzików i gadanie,
o tym że poddał się chociaż był silniejszy niż my wszyscy –
poddał się bo nawalał mu pęcherz,
może to właśnie uratowało Wall Street i Manhattan,
Kościół i Central Park West, Rzym i
Lewy Brzeg, a ta żona aptekarza była naprawdę słodka,
miała już dość bomb pod poduszką i syczącego papieża,
miała bardzo ładną figurę, piękne nogi
i myślała chyba podobnie do mnie że cała nędza
nie brała się z Rządu ale z Człowieka, pojedynczego człowieka, z
tego że ludzie nie
są tak silni jak ich
idee
że idee to rządy zamienione w ludzi;
zaczęło się więc od rozlania martini na wersalce
a skończyło w sypialni: żądza, rewolucja,
koniec nonsensu, story szczękały na wietrze,
świszczały jak szable, huczały jak działo,
a 30 psów i 20 mężczyzn na 20 koniach pędziło po ogrzanych
słońcem polach
za jednym lisem,
wstałem z łóżka ziewnąłem podrapałem się po brzuchu
i wiedziałem że niedługo bardzo niedługo będę musiał
znowu się upić.