Moje ciało jest jak bezpański pies
Moje ciało jest jak bezpański pies
Jeśli skradnie kość pieszczoty to chyba słońcu
Ludzie potem mówią – liryka miłosna
A to włókna czerwone samotności
Śmietniki uczuć – nawet tym zazdrości
Prostytutkę z żołnierzem ominie na palcach
Uśmiechnie się do płotem przemykającej kotki
Szepnie dobranoc ptakom przywarłym do muru
I tak błądząc doczeka wysokiego świtu
Bezpańskie – coraz bardziej sobie niepotrzebne
Coraz mniej umiejące i rozumiejące
Coraz bardziej zdumione…
1966