O Henryku Cyganiku
„Henryk Cyganik . Osobowość, twórca, nazwisko. Postać popularna w krakowskim teatrze, kabarecie, w radiu i telewizji, znany felietonista, autor piosenek. Brat-łata podziwiany w wielu środowiskach twórczych i intelektualnych, organizator imprez społecznych i kulturalnych. Bystry obserwator aktywności młodych literatów, plastyków, aktorów. Mecenas kabaretów wiejskich, poetów, rzeźbiarzy. Nazywany przez wszystkich po prostu – Henio.
Henio Cyganik z Kroniki Obecnych redagowanej wspólnie z Wieśkiem Kolarzem na łamach gazety Krakowskiej, Henio z KRAM-u, czyli Konfrontacji Ruchu Artystycznego Młodzieży. Henio z festiwali i spotkań kabaretów wiejskich, wielu spektakularnych imprez ruchu społeczno-kulturalnego „Scena Ludowa „czy teatru satyry „Maszkaron”. Cyganik z jego licznymi pseudonimami, pisujący całymi latami na ostatnich (satyrycznych) stronach „Wieści” , „TEMI” oraz czasopism typu „Tarniny” ,”Forum Myśli Wolnej”… Cyganik grzmiący swym bezkompromisowym dowcipem na antenie rozgłośni Polskiego Radia w Krakowie czy rozśmieszający gwarowymi opowiadaniami, pełnymi filozoficznej prostoty, kontynuującymi znakomity nurt mądrości nazwanej niekiedy ludową, ów styl gładki znany z twórczości Kasprowicza, Orkana, Tetmajerów, Tischnera…”
Ze wstąpu Tadeusza Skoczka Pt.: „Fanatyk słowa” (Henryk Cyganik, Święty azyl”; seria „Poeci Krakowa”, Śródmiejski Ośrodek Kultury, Kraków, 2004
O sobie samym, własnymi słowami
„Urodziłek się straśnie downo – siósty krzyżyk mi się nacon. Kiej ozwarły mi się ocy, uwidziołek mojego tatusia krakusa i matke gorolke, niebo nad wiyrchami i stare Maniowy. Teroz juzek jes siyrotom, bo tatuś z mamom wylegujom się na niebieskik polanak, a tam ka beła moja wieś, wyleguje się Jezioro Ciorztyńskie. Ino jo se samiuśki stojym twardo na swoik nogak. Casem babe mojom pobośkom, czasem z towarzysiami, co mi się ik niewiela ostało, kapecke gorzołecki wypijym, casem po słowak chodzym jako po górskiej perci. I tak se zyjem. Między górami a Krakowem, miedzy lirycnym wiersem a śpasami, ftore lubie jako tyn wiater, co w smrekach się śmieje”
I jeszcze Henio oczmi Anny Blaschke – poetki, pisarki krakowskiej
„Nie będzie to „notka biograficzna”. Wiele takich ukazało się po śmierci Henryka Cyganika. A ja znałam go tylko (lub aż) 15 lat. Był moim Mistrzem i to on wprowadzał mnie na strome zbocza Parnasu. Dlatego moje wspomnienie nie zawiera informacji o jego dorobku literackim, przyznanych nagrodach i zaszczytach. Piszę to, czego dowiedziałam się obcując z nim, z moim przyjacielem Heniem.
Heniu był, jak to mówił, „góralem podwodnym”, gdyż przyszedł na świat na dnie Zalewu Czorsztyńskiego. Dzisiaj jego rodzinna wieś Stare Maniowy leży głęboko pod wodą. Urodził się dwa lata po zakończeniu II wojny światowej w znaku Skorpiona, co (dla osób wierzących w horoskopy i mowę ciał niebieskich) od razu nakreśliło cechy jego osobowości – uparty, wierny przyjaciel i wróg każdego, kto zalazł mu za skórę.
Życie go nie pieściło, ale i on nie zabiegał o jego względy. Wyjątkowo potrafił znajdować najbardziej strome, kamieniste stoki, którymi wdrapywał się na szczyty. Niejednokrotnie potykał się, przewracał, ale nigdy nie uszkodził kręgosłupa w każdym tego słowa znaczeniu.
Do celu prowadziło go SŁOWO. Wykorzystywał je w każdy możliwy sposób. W tej dziedzinie stał się Mistrzem. Proza, wiersz biały lub klasyczny, dramat, felieton, fraszka, czy tekst piosenki wychodziły spod jego pióra szybko i były pełne tego, co nazywamy formą i treścią. Nazywał siebie „wyrobnikiem pióra” i szczycił się faktem, że jako jeden z nielicznych w tym kraju, potrafi pisaniem zarobić na życie.
Każda praca, jakiej się imał, miała związek ze SŁOWEM. Dziennikarz radiowy, felietonista, kierownik literacki teatrów, krytyk literacki, tekściarz, dramaturg, poeta, a nawet nauczyciel języka polskiego – wszystko obracało się wokół SŁOWA.
Przez jednych kochany, przez innych nienawidzony, zawsze postrzegany był jako człowiek twardy, ale uczciwy i skromny. Miał wyjątkową zdolność docierania do każdego. Wśród jego przyjaciół byli profesorowie, ale zwykli prości ludzi. Często mówił, że wykształcenie nie równa się mądrości. Otwarty na każdego, kto zwrócił się do niego po radę lub pomoc.
Mimo, że nie był praktykującym katolikiem, jak mało kto wierzył w Najwyższego. Szczególnie lektura jego wierszy daje nam dowody jego głębokiej wiary. Był też wnikliwym obserwatorem naszej codzienności. Dostrzegał nie tylko spektakularne fakty i wydarzenia, ale i to, czym żyje przeciętny zjadacz chleba, jakie ma troski, kłopoty.
Kochał i był kochany. Na swoich pięcioro dzieci przeniósł w genach wiele własnych cech, co sprawiło, że wszystkie są udane i utalentowane.
Kochał też góry. Tam szukał ślebody i kontaktu z naturą. W nich znajdował cechy, których próżno szukał u ludzi. One go urodziły i karmiły duchowo. Najlepiej czuł się wśród pogórzan i górali, których gwarę opanował do perfekcji. Był mistrzem w opowiadaniu dowcipów góralskich.
Nie unikał działań, które służyły innym. Przez wiele lat organizował spotkania i konkursy poetyckie, prowadził warsztaty literackie i teatralne dla młodzieży i nauczycieli, promował poezję, literaturę i twórczość ludową szczególnie w rejonach bliskich jego sercu. Był dobrym duchem Święta Dzieci Gór i wielu przeglądów folklorystycznych.
Szczególną wagę przywiązywał do krzewienia polskiej kultury wśród polonii, czemu wyraz dawał, pełniąc funkcję rzecznika prasowego Forum Mediów Polonijnych.
W niesamowity sposób walczył z chorobą. Ani przez moment nie przerwał pracy. Pisał w szpitalu i wtedy, kiedy każdy inny człowiek leżałby i czekał na śmierć. Nie bał się mówić o rzeczach, które stanowią powszechne tabu – choroba, szpital, zabiegi, śmierć. Położył się na jeden dzień, żeby spokojnie przejść na drugą stronę tęczy.”