Atrament i kreda
Wzdychała kreda: „Wciąż jestem biała,
Nie chcę być biała!…” No i – sczerniała.
Jęczał atrament: „O, losie marny,
Wciąż jestem czarny, kompletnie czarny,
Jak gdyby we mnie kto””” smołę przelał.
Nie chcę być czarny! Dość już!” I zbielał.
W szkole straszliwy zrobił się zamęt:
Ładna historia! Biały atrament!
Któż go na białym dojrzy papierze?
Nikną litery i kleksy świeże,
Nie zda się na nic wypracowanie,
Gdy z liter nawet ślad nie zostanie.
Zbladł nauczyciel i bladolicy
Przez chwilę z kredą stał przy tablicy,
Lecz nic napisać na niej się nie da:
Czarna tablica i czarna kreda!
Jak tu rozwiązać można zadanie,
Gdy cyfr odróżnić nikt nie jest w stanie.
Rzekł nauczyciel zakłopotany:
„Dziwne to, bardzo dziwne przemiany!
Kreda jest czarna, atrament biały…
Wiemy, kto robi takie kawały!”
Mówiąc to palec przytknął do czoła,
GroĄnym spojrzeniem powiódł dokoła
I mnie, choć ja się winnym nie czuję,
Ze sprawowania postawił dwóję.