Warkocze
W każdej rozkoszy jest groza.
Otworzyłem pokoje,
Nie było w domu powroza,
Tylko warkocze twoje.
Bywałaś w moim ogrodzie
Przez wszystkie kwietnie letnie,
A teraz, przy niepogodzie,
Kto te wspomnienia przetnie?
Spleciony supeł miarowo
Drga na poprzecznej belce,
Nad moją schyloną głową
Wyją moi wisielce.
Najmilsza, najbielsza ręka
Pętlice zaciskała,
Ręka pachnąca i miękka,
Cała z białego ciała.
Pod płotem rośnie pokrzywa,
Złe i zawistne zielsko,
A obok obłok przepływa
Tak wolno i anielsko.
Uciekam i tam, pod płotem,
Wzdłuż i na wznak się kładę,
Pod płotem, gdzie ty potem
Zakopiesz swoją zdradę.
Wisielce na wysokości
Kołyszą się i rzężą,
Zanim odniosę ich kości
Białym i czarnym księżom.
Jak ustrzec się nienawiści,
Która co noc dojrzewa?
Jak szukać zielonych liści
Na tych uschniętych drzewach?