Zazdrość (U łoża twego…)
U łoża twego klęczę,
Noc kurczy swe obręcze,
A ja cię śpiącą dręczę.
Z cielesnej twej powłoki
Wygarniam sen głęboki,
Sen biały jak obłoki;
I ciało swe podłużne
Wsączam w to miejsce próżne,
W marzenie twe usłużne.
Tak trwam i czekam czujnie,
Aż spłyną w jedną spójnię
Sny śniące się podwójnie.
Wtedy dwojaką wiedzą,
Nim oczy noc wyprzedzą,
Moje źrenice śledzą,
Czy marzysz już, i o kim,
Pod moim czujnym okiem,
W tym swoim śnie głębokim;
Czuwam, przeczuwam wiele,
Snem we śnie, ciałem w ciele,
W mroku, co w krąg się ściele.
I tak się właśnie dzieje:
Przez chmury, przez zawieje
Noc w nocy olbrzymieje
I prężą się do rana
Ramiona i kolana.
– Co czynisz, ukochana!
Zrywam się, depczę barłóg,
Chwytam twój sen za gardło,
Już nie ma! Już umarło!
Zmożony trudem łowu,
Ufny twojemu słowu,
Klęczę przy tobie znowu.
Łóżko – jak trumna płytka,
Noc – czarna aksamitka,
Sen – urwał się jak nitka.