Gwiazda czy asteroid
Gwiazda czy asteroid
Spadajšc przez mrok nieba
Na ostroć wzrok nastroi
I zamglić mu się nie da
Spójrz na ów wiat z tej strony
Chociaż spojrzenia nie wart
Tam poczštki i końce ginš z oczu z pamięci
Zmarli kryjš się w grobach
W łonach ledwie poczęci
Ptaki nie tak
Lecz któż ptakom uwagę powięci
Tam bujny bez w ogródku
Pachnie w wiosennym stylu
Piwiarnie oblężone
Spragnionych jest aż tylu
Tam ci co sš na czele
Sš tacy jak ci z tyłu
Gwiazda czy asteroid
Spadajšc przez mrok nieba
Na ostroć wzrok nastroi
I zamglić mu się nie da
Spójrz na ów wiat z tej strony
Chociaż spojrzenia nie wart
Tam smucš się zapałki
W pochmurny dzień moknšce
Tam po pytaniu kto tam?
Słychać szampański koncept: „Swój”
Ryba w wodzie ma kolor puszki konserw
Tam miasta stajš słupka
Zorza ma kolor rzeni
Fabryki grzmiš i dymiš
Niby żelazne rzeby
Niepotrzebne nikomu
Pijanym ani trzewym
Gwiazda czy asteroid
Spadajšc przez mrok nieba
Na ostroć wzrok nastroi
I zamglić mu się nie da
Spójrz na ów wiat z tej strony
Chociaż spojrzenia nie wart
Tam na sztandarze sierp z młotem
Miłonie spleciony
Lecz w cianę gwód nie wbity
A ogród nie plewiony
Wielki plan zawalony
Szkoda na to ledziony
Nieznana tam maszkara
Zagadka mgła
Niepewna okolica się stara być
Typowa i zgrzebna
W modzie tam barwa szara
Kolor czasu i drewna
Gwiazda czy asteroid
Spadajšc przez mrok nieba
Na ostroć wzrok nastroi
I zamglić mu się nie da
Spójrz na ów wiat z tej strony
Chociaż spojrzenia nie wart
Skrzyp pióro mój kosturze
Prowad mnie po wiecie
Koła naszej epoki
Buksujšc w złożach mieci
Nie dogoniš nas bosych
Więc nie ma się co spieszyć
I nie mam o czym gadać
Ni z Grekiem ni z Waregiem
Nie wiem jaka ziemia
Będzie mi wiecznym noclegiem
Skrzyp pióro
Skrzyp uparcie
Wędrujšc kartek niegiem
Przekład: Stanisław Barańczak