Podczas wiatru z Tatr
Kochałem ciebie zawsze! bo na twoim grzbiecie,
Jako na oceanu powłoce rozdętej,
Nie śmią siadać i płynąć żeglowne okręty;
Bo niszczysz i niweczysz wszelką ludzką siłę,
Dumny, nieuskromiony, pyszny elemencie!
Bo przeplatasz, jak demon, wielką ziemską bryłę
I nigdzie nie jest kres twój – i nigdzie poczęcie.
Wieczny i bezgraniczny, niczym nie zamknięty,
Lecisz przez cichych niebios gwiezdne firmamenty,
I niczemu nie bratni, z niczym nie związany,
Wszystkiemu wszędzie obcy, sam jeden dla siebie:
Pustynie, miasta, sioła, góry, oceany,
Wszystko masz u stóp swoich, wędrując po niebie.