Prolog wygłoszony na uroczystości mickiewiczowskiej we Lwowie 22 maja 1898 r
Sto lat przemija… Z gór wysokich szczytów
Ileż runęło juz w przepaście głazów;
Ileż wiar wzięło mglistą postać mytów
I z iluż haseł pusty dźwięk wyrazów
Pozostał tylko… w niepamięci bramie
Jak cien przepada, co ma śmierci znamię.
Więc co się światła zdawało płomieniem,
A było tylko płomienia odbiciem;
Co nazywano przy siejbie nasieniem,
Lecz wzrosłe karmią nie było i zyciem:
Zgasło i sczezło… w niepamięci bramie
Jak cień przepada, co ma śmierci znamię.
Nad Alp śniegami, co pod niebo lecą,
Nad huraganem kaskad i łoskotem,
Nad szturmowaną gromami fortecą,
Gdzie z chmur sztandary błysk przetyka złotem,
Ponad niknacą jużm oczom wyżyną:
Jeszcze tam orły wznoszą się i płyną.
I toczą kręgi….szeroko…szeroko…
Nad alp śniegami zataczają koła…
Ich lot zgaduje tylko ludzkie oko,
Ale go dojrzeć i śledzić nie zdoła –
I tylko jedno słońce złotą chwałę
Na głowy sieje im i skrzydła śmiałe.
Wokoło jest pusto…żaden ptak zuchwały
Na ów szlak orli podnieść się nie waży –
W jedno się morze zlały wszystkie skały,
Jedną się łuną blask lodowców żarzy –
Tam tryumfalną otoczone ciszą,
Jak gwiazdy dumne i wysokie wiszą.
Widzicie!? Patrzcie!…Dołem huczą burze,
Dołem się wichry wzmagają i macą,
Dołem natura się przeciw naturze
Zrywa i falą bije o się grzmiącą,
Dołem wre życie w ustawicznej wojnie –
Tam, nad Alpami, cicho i spokojnie…
Walcie się, grody! Gińcie w pyle, miasta!
Szalej, rokoszu spętanych żywiołów!
Niech śladu podków trawa nie zarasta!
Niech rzeką płynie krew, ulewą ołów!
Niech z krzywdą walczy złość, nienawiść z pychą:
Tam, na niebiosach cicho, zawsze cicho…
I owych imion, co jak orły wbiegły
Tam, na wyzynę : tych już nie dolata
Krzyk wirem przemian szalonym zażegły
Ni zgrzyt miażdżących kołowrotów świata;
Tam niesmiertelną otoczone ciszą
Jak gwiazdy wieczne i wysokie wiszą…
Sto lat przemija, odkąd bic poczęło
Najpotężniejsze serce, najgorętsze,
A miłość owa urodziła dzieło
Wielkie i wzniosłe, jak katedry wnętrze,
Gdzie się tysiące mieszczą, wznosząc czoła
W tęczową glorię kopuły kościoła.
Co naród myślał, co kochał, w co wierzył
I wszystką zdolność jego męskiej cnoty:
Jeden Duch w sobie przez dziwną moc dzierżył
I z serca swego ulał posąg złoty,
A kiedy naród oń sercem uderzy,
Ten posąg dźwięczy jak zbroja rycerzy.
Słuchajcie! Fala tych dźwięków w dal płynie,
Dalej i dalej… ogromna, wspaniała…
Już się po całej rozlała krainie,
Wśród pól przenicznych i wśród łąk zagrała,
Już ją wśród lasów słychac i wśród jarów…
Idzie w dal… płynie… dzwoni… pełna czarów…
Tylko nam sercem o ten posąg złoty
Bić i dobywać zeń te dźwięki grzmiące –
Patrzcie! Słuchają… Od twardej roboty
Odjęli ręce – bo oto im słońce
Jakoby nowe wschodzi w ciemne noce
I promienieje, i światłem migoce.
Więc otworzyli szeroko powieki,
Połą siermięgi przetarli źrenice –
Oto głos skądsiś tu płynie daleki,
Podobny jakiejś niebieskiej muzyce –
Zali to Anioł idzie przez dąbrowy,
A flet ustrugał z gałęzi wierzbowej?…
Więc się od pługów chylą gospodarze
I w łapciach słucha z pastwiska pacholę,
I dziewki krasne odwracają twarze,
A pieśń cudowna płynie z pola w pole,
Z chaty do chaty płyni między zboza,
A gra na sercach jak słońce, jak zorza…
Nam tylko sercem bić o ten dzwon złoty!
Niech dzwoni, dzwoni!… Pieśni nic nie zgłuszy!
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
„Płomień rozgryzie malowane dzieje,
Skarby mieczowi spustoszą złodzieje,
Pieśń ujdzie cało…”