Odwijam Cię
Na początku tej wiosny odwinę Cię z prześcieradeł snów
nasączonych ambrą…
To jakby niebo przemywało okna dymem ognisk
a światło dostrzegło w tafli wody swoją drugą twarz.
Powoli zamkniesz oczy i wtedy rozgrzana tarcza słońca ujmie Twoje dłonie
w swoje rozognione palce.
Pod nieobecność bazi gładzić będę Cię wiatrem;
w środku wiosny wmasuję w twoje ciało łodyżki zawilca; ich niebieskie
lunarne pąki wydadzą z siebie horyzont
stając się początkiem stałego lądu.
Przejęty twoim uśmiechem bosymi stopami strącał będę z wysokości traw
pyłek z krokusów; łąka odda ci swoją kocią sprężystość,
a ty przeciągniesz się między liniami horyzontu,
i patrz śpiewać nam będzie w locie kwitnąca brzezina.
Uwinę ci strumyk między ramionami,
by źródło przeczyste wkraplało się w oczy,
jak zwierciadło świata owinięte w dymy kadzidełek.
U stóp lata składam przysięgę na namiętność warg Twoich, na
spełnienie wspólnoty naszych rozmów.
Trapez słońca kuca coraz bliżej Twoich bioder, a romb księżyca
uwalnia geometrię kręgosłupa na którym wspieram
myśli, marzenia i ten jeden z ostatnich wierszy.
Wstępujesz w jego progi czysta i nieodkryta
wsuwając delikatnie palce nóg w moje dłonie.
Odwijam cię z prześcieradeł snów…