Ulica Odkrywców I
Kiedy wchodzę w nią wieczorem, przy pustych dokach ławek
cumują jedynie młode „mewki”; zapach ich tanich perfum,
kolczyki w uszach, języku i wargach uwodzą powietrze.
Czasem pijany „konkwistador” zawita tu by odkryć,
iż chłód idący za nim krok w krok, od cmentarza Grabiszyńskiego,
jest tak samo bezimienny i bezdomny jak on w tej chwili…
A przecież wiatr kiedyś spadał tu znienacka wykręcając gałęzie
od nawietrznej; jak oddech zawieszony niczym pół pauza
między altankami grał nam wszystkim na nosie.
Ogrody przekonane o nieuchronności losu rodziły co roku zbyteczną
obfitość…
Tu myliło się sztubackie pogonie znikając w gęstwinie jarzębiny,
aby znienacka wynurzyć się po drugiej stronie suchodrzewu.
W piwnicach pozostawiony niemiecki ryngraf przypomina
nieme prawa historii, a „dojczmarki” zaklinają na baczność
fasady domów w jaskrawym świetle nowych tynków.
W tych willach historia przycumowała tak, by o całe wieki przeżyć
Odkrywców półprawd ostatecznych. Teraz coraz częściej
przyznają się do niemiecko-polskiego dziedzictwa.
Piszą o tym pamiętniki, osobiste związki zamieniając
na zbiorowe traumatyczne olśnienia…Drang nach Osten,
odłamki „Kristallnacht” tkwiące głęboko pod powiekami,
manewry „Odra-Nysa”, „zatruta Odra” – wybierz którąś wersję dla siebie?
Sny niespokojne,
gdzie na szczudłach lęku „nurek”
w głodowym tańcu odsłania resztki niemczyzny…
zamknięte we wspólnej linii życia.
Tu na bocianim gnieździe
stuletnich dębów –
u wejścia do Oporowskiego Parku.
19.07.2003- 5.02.2008r