Z Anną K. rozmowa pośmiertna
Rozsypię ci mamo świeżego śniegu, żebyś
mogła swobodnie oddychać i będę
wymyślał niestworzone historie,
takie o końcu świata albo reinkarnacji,
kiedy Say Baba przychodzi nad ranem
dotyka twoich powiek, wypłukując z nich martwe wizje.
Wiem, że czuwasz z otwartymi oczami, glina
uwiera cię w głowę, nie martw się
ja też leże na twardej desce. W twoim pokoju
wszystko stoi na swoim miejscu,
ale na wszelki wypadek
okna zabiłem gwoździami. Spod drzwi
wyjąłem poluzowany próg, żebyś mogła
nie potykając się, wrócić na chwilę do siebie.
Wiem, że lubiłaś spać na lewym boku, teraz
jest tu ciasno, ja też śpię tylko na połowie łóżka
starając się okłamać świat o swojej obecności.
Jesteś teraz wolna; goście odeszli zaraz po stypie
zabierając ze sobą nienapisane listy. Twoje
siostry dzwonią bez przerwy do Boga, ale on jest
nieustannie zajęty.
Jutro wejdę na najwyższą wieżę w mieście
i zabiję w dzwony,
tak by ptaki kołowały nad tobą
do białego rana,
żeby było „sielsko” i „anielsko”.
Potem skoszę trawę,
na dzikiej łące, pamiętasz,
tej w „Parku Tysiąclecia”,
tak aby można było przejść po ostrzu kosy,
omijając gołą ziemię,
na drugą stronę martwych źdźbeł trawy.
Obiecuję ci, że pojutrze
zasieję między nami
niepokój.
29/08/11/5/10/11