O świetlistych oczach żony
Wybacz miła – mój pomysł na życie
Nie jest wart Pani takiej jak Ty
Te koszmarne powroty o swicie
Z kabaretu gdzie rodzą się sny
Histeryczne nastroje od rana
Wieczna zmora czy sukces czy chłam
Wiem, że głupio Cie kocham – Kochana
Że przeze mnie wciąż cały ten kram
A Ty patrzysz na mnie
Tak bolesnie mądrze
A Ty mówisz ciocho
Co Ty wiesz smarkaczu
Więc ja chciałbym dusze
Na kawałki podrzeć
Widząc Twoje oczy
Świetliste od płaczu
Kiedy wóda zbyt ostro zaszumi
W głupiej głowie da forte że hej
Wtedy warczę, że wszystko rozumiem
Ty przemądra wysłuchać mnie chiej
Ja wiem wszystko co było i będzie
Na tych strunach rozpięty drży los
Tu się przecież cos w końcu rozkręci
Jeszcze zabrzmi potężny nasz głos
A Ty patrzysz na mnie
Tak bolesnie mądrze
A Ty mówisz ciocho
Co Ty wiesz smarkaczu
Więc ja chciałbym dusze
Na kawałki podrzeć
Widząc Twoje oczy
Świetliste od płaczu
Ja nie jestem żaden konformista
Propagandy nie boję się burz
Ale czasem chciałbym rzucić wszystko
Gdzieś wyjechać nie wracać tu już
Potem stamtąd dziwnymi drogami
Przesłać aśme wiadomość lub wiersz
A tu zobacz co dzieje się z nami
Nie te czasy i zapał nie ten
A Ty patrzysz na mnie
Tak bolesnie mądrze
A Ty mówisz ciocho
Co Ty wiesz smarkaczu
Więc ja chciałbym dusze
Na kawałki podrzeć
Widząc Twoje oczy
Świetliste od płaczu
Gdy uważnie spoglądam dokoła
Na ten bajzel głupotę i fałsz
To zdumiony tak pragnę zawołać
Kraju mój – jakim cudem ciąż trwasz
O czym pisać gdy wszystko wiadomo
Jak się bronić gdy siły już brak
Nie ma żartów – bo uwierz mi Żono
Ktoś bezprzerwy na nosie nam gra
A Ty patrzysz na mnie
Tak bolesnie mądrze
A Ty mówisz ciocho
Co Ty wiesz smarkaczu
Więc ja chciałbym dusze
Na kawałki podrzeć
Widząc Twoje oczy
Świetliste od płaczu