Ned Skinner
Był „barbarzyńskim wrzaskiem”,
Jeżeli brać za słowo ciotkę Sarę.
Wychodził zza wzgórza
Letniego popołudnia
By odrutować prosiaki
Na farmie mojego wujka.
Ciotka Sara sadzała mnie na kolana,
Nie dając wyjść
Dopóki nie było po wszystkim.
Ned Skinner ocierał nóż
I płukał ręce
W beczce opodal progu.
Mrugał do mnie i ściskał mi ramię.
„To nie boli, się nawet nie zauważy,
A Bóg nigdy nie zamknie jednych drzwi
Jak nie otworzy drugich.
Te świniaki czują tera wiater.”
Wuj dawał mu pięć szylingów.
Ned Skinner wracał
Kiedy wujek był w polu.
„Sara – wołał – Sara.
nie bojałaś się tak za młodu.
Pamiętasz – na stryszku u Archera?”
Jego twarz płonęła za kuchenną szybą.
„Pamiętasz? Po zwózce siana.”
Ciotka Sara ryglowała drzwi.
„Nie tak się rozmawia
Jak się chce wejść. Idź już do domu”.
Cisza. Potem sapnięcie.
Dobiegał nas brzęk
Dzbanka do whisky, jego buty ginęły w podwórzu.
Ciotka Sara wkładała świeży fartuch.
(tłum. Piotr Sommer)