Rachunek kamieni
Przebudzony kamień jast bardzo zdziwiony.
Z przebudzenia wynika, że nie jest kamieniem.
Więc czym jest? Z jakiej materii zdziałany?
Niewielkie jest moje poznanie, niewielkie,
Moja wiedza jest skąpa, a to, co rozumiem,
Jest owocobraniem mojej słabej wiary.
Trud mój dopiero teraz się zaczyna,
Boże, który jesteś dla mnie większym ciężarem
NIż ja dla Ciebie.
A chociaż upadam pod Twoim brzemieniem,
Trawam pod nim,
Bo pragnę zasiąść
Na drugim brzego człowieka.
Na drugim brzegu brata,
Na drugim brzegu myśli,
Na drugim brzegu serca,
Przy stole pojednania,
Gdzie wszystko ma swój sens i ład,
Gdzie nie ma żadnych sprzeczności i złudzeń,
Gdzie duch nie walczy z oporem materii,
Gdzie ostry topór nie godzi w pień drzewa,
Gdzie krew nie płynie od ukłucia nożem,
Gdzie woda nie jest przeciwna ogniowi,
Gdzie nie istnieje szukanie i lęk.
Dlatego wierzę, chociaż owa wiara,
Która dla innych jest ojczyzną ciszy,
Dla mnie jest jeszcze jedną
Burzą.
Dlatego wciąż od nowa szukam Cie i szukam,
Jakby Cie za mało było w tym wszystkim,
W czym Cię nieustannie widzę i czuję.
Jesteś umęczony mną, Boże,
Ale ja również jestem umęczony Tobą.
Zerwane sieci w falach Genezareth,
Gorzkie modlitwy, piwnice, ciemności
I medytacje nad tajemną sprawą,
Dlaczego ginie sprawiadliwy mąż,
A zły zasiada w radzie człowieczeństwa,
Dlaczego mędrzec pada pod toporem,
A tłuste sadło żre włochaty szczur,
Dlaczego kłamie czarna zakonnica,
A Maria Curie była ateistką.
Kołowrót męki, niepokój sumienia
I karuzela grzechów, i upadek,
I to pytanie, od którego bolą
Wargi:
Powiedz, czy tę rzeczywistość
Może ocalić poezja?
A potem znowu wszystko od początku:
Zawiłłe drogi, zasadzki i sidła,
Zerwane sieci w falach Genezareth
I wizja kwitnącego figowca,
Który jescze wieczorem
Był uschniętym kikutem.
Boże nauki, serc i intuicji,
Pragnę odnaleźć nici, które łączą
Serce ze sercem, zjawisko ze zjawiskiem,
Pragnę odnaleźć kiełki wszystkich zdarzeń,
Ich sen i jawę, spoczynek i trud,
I te klęczące w naiwnej pokorze
Pyłki i ziarnka,
I te przeciwko Tobie zbuntowane
Góry gigantów,
Abym mógł wreszcie zrozumieć i pojąć,
Jak żyć, by przeżyć godnie odrobinę
Wrogiego czasu,
Jak żyć, by przeżyć godnie odrobinę
Wrogiego czasu,
Jak żyć, by nie złamać
Twego imienia –
Ja, celnik, który kiedyś
Bedę Cię błagał o kromkę wieczności
JAk o kromkę chleba.