W stylu Villona
Wybacz mi Książę
Że ty –
Tak delikatny
Jak zjawa srebrna po własnym pogrzebie –
Masz wejść w dysputy
Pełne ciał jak marchwi
Raz to soczystej
Raz już ściętej
Mrozem
Chcę Cię prowadzić w ogrody miłości
Kiedy już jesień przeszła przez warzywnik
W sadzie zasiałą pełne kosze liści
W niebie zaś chmurę
Zimną
I pobladłą
I więcej żądam
Abyś
Umiał
Zachwyt
Dla ciał kobiecych – pomarszczonych szronem
Dla twarzy zimnych – na których uroda
Jest plamą trudną
Słońca
Czy butwienia?
Lecz jeśli miłość coś warta – to wskrzesza
A jeśli rozkosz – to ta co odmładza
Uwierz mi Książę
Nie najdziesz przygody
Większej niż miłość do kobiet dojrzałych
Oto myślistwo –
W półstrawionym lesie
Odkryć na nowo dziewczynkę
Która się karmi garstką cierpkich jagód
Płucze przeguby
Stóp
W dziewiczym źródle
Rąk twych czarodziejstwem
Na główce chudej
Zasadzać warkocze
W oczach – pokrytych jak dymem
Żałobą –
Niech znów przebiega złoty goniec wstydu
Oto rozumność –
Być czasu oprawcą
Nie jałmużnikiem co wchodzi w przebraniu
A gdy opadną ostatnie brokaty
Zostaje nagi
Z wyciągniętą ręką
Mówię to Książę
Ukryty za krzewem
Wiosennej róży do której sprowadzasz
Młódki tak ślepe ja pomiot zwierzęcy
Lub jak twe dłonie zdrętwiałe ze strachu