Paralityk
To się zdarza. Czy będzie tak dalej? —-
Mój umysł skała,
Żadne palce aby chwycić, żaden języka,
Mój bóg żelazne płuco
Który mnie kocha, pompy
Moje dwie
Zakurzone torby,
Nie
Pozwoli mi powrócić
Gdy dzień na zewnątrz ślizga się jak papierowa rolka.
Noc przynosi fiołki,
Gobeliny oczu,
Światła,
Delikatni anonimowi
Ludzie ciągle mówiący: „Wszystko w porządku?”
Wykrochmalona, nieprzystępna pierś.
Martwe jajko, leżę
Cały
Na całym świecie nie mogę dotknąć,
Na białym, napiętym
Bębnie mojego tapczanu
Fotografie mnie odwiedzają –
Moja żona, martwa i nudna, w futrze z lat 20-tych,
Usta pełne pereł,
Dwie dziewczyny
Tak nudne jak kobieta, która szepcze” Jesteśmy twoimi córkami”
Spokojne wody wody
Owiń moje wargi,
Oczy, nos i uszy,
Jasnym
Celofanem, którego nie mogę przełamać.
Na moich nagich plecach
Uśmiecham się, Budda, chce
wszystkiego, pożąda
Spadając ze mnie jak pierścionki
przytulające ich światła.
Pazur
Magnolii,
Pijany swoim własnym zapachem,
Nie pyta o nic życia.
Tłum. Gower