Polska poezja

Wiersze po polsku



Maki w lipcu

Małe maki, małe płomienie piekielne,
Czy nie wyrządzacie żadnej szkody?

Migotacie. Nie mogę was dotknąć.
Położyłam moje ręce pomiędzy płomienie. Nic nie płonie

I oglądanie was wyczerpuje mnie
Migotanie takie jak to, pomarszczona i jasna czerwień, jak skóra ust.

Usta dopiero co krwawiły.
Małe krwawe spódniczki!

Są tu opary których nie mogę dotknąć.
Gdzie są wasze opiaty, wasze przyprawiające o mdłości kapsułki?

Gdybym moga krwawić albo spać! –
Gdyby moje usta mogły poślubić ranę taką jak ta!

Albo wasze trunki przesączają się do mnie, w tej szklanej kapsułce,
Otępiając i uspokajając.

Lecz są bezbarwne. Bezbarwne.

Tłum. Gower


1 Star2 Stars3 Stars4 Stars5 Stars (2 votes, average: 3,00 out of 5)

Wiersz Maki w lipcu - Sylvia Plath