Melancolia
Żyje we mnie jakiś głuchy płacz – jakiś szloch i plącz żyją we mnie –
Niby w grocie kropel wieczny szmer, monotonnych kropel tajny jęk.
Ach, to pewno przez zbójcow zamkniona ze złotymi włosami królewna,
(kasztelanka lub może pasterka) – z pól słonecznych, zielonych porwana,
Zapomniana i w grocie zamknięta i na ostrych się głazach krwawiąca,
Złotowłosa mej duszy królewna.
Łzy jej płyną jak zimne opale – łzy jej płyną wśród nocy bez końca
I w kryształy się lodów zwisają – w zamyślenia wiszące kryształy.
Raz przypełznął za szmerem do groty – wąż kusiciel tych głuchych podziemi,
Usta chciwie przyłożył do zdroju, lecz się wzdrygnął przed blaskiem nieznanym.
A wtem ujrzał w szafirach królewnę – i swe oczy głębokie, zielone –
Swoje oczy widzące w ciemnościach utkwił w bladą płaczącą królewnę –
I mądrymi oczyma pocieszał i prowadził ją w otchłań głęboką –
Fosforycznie oczyma przyświecał – i prowadził ją w otchłań głęboko.
Aż pod ręką skrwawioną, co szuka w mroku oparcia,
Grać poczęły jak dzwony bólów zamarzłych kryształy:
Chór wyklętych pielgrzymów nuci pieśń grobu świętego,
Tarcze błyskają, miecze – wśród kolumn czarnych bazaltu –
Wstają z grobów olbrzymy – szał rozpędzonych rumaków
Niesie ich w ogniach kłębiących przed gniewny w piorunach Majestat.
Nagle śpiewy zamilkły – głucha rozwarła się otchłań –
Widać wśród ścian obślizgłych mgłą wirujące jezioro.
I na zwilgłym grobowcu drżąca spoczęła królewna,
W otchłań patrzy bezgwiezdną – w świątyń zagasłych jezioro.
Wtem ją mocne ramiona objęły w krzyku bezdźwięcznym
I uniosły nad otchłań skrzydeł sześcioro
I ujrzała cudowną w blasku miesięcznym – twarz Lucifera.