Czary
Przecierało sie niebo mgławe,
kołysały się gibkie trzciny,
miesiąc z bory wypłynął i stanął nad stawem –
w stawię kąpią się nocą dziewczyny.
Białe lilie zrywają z łodyg
i wplatają miękko we włosy,
miło pod chłodnym niebem miesięcznej pogody
strącać z piersi kropelki rosy,
miło piersi młode odsłaniać
i zielonym światłem oblewać,
miło w noc nadsłuchiwać leśnego wołania:
w ciemnym lesie zwołują się drzewa.
A noc płynie pachnąca, biała,
zmąca wodę powiewem lekkim.
W tę noc, jak lilie białe, rozkwitają ciała,
piersi krwią dojrzewają i mlekiem.
Wtedy strach, wtedy wstyd dziewczynom,
nagich piersi, strwożone, dotkną,
miesiąc w nocnej kąpieli oblepił je śliną,
srebrnym strachem, tęsknotą wilgotną.
Nieruchome, wzniosą ramiona,
zakołyszą się, mdłe, niezręczne,
a już woda u kolan miesiącem srebrzona,
w białych oczach już światło miesięczne.
Będą z krzykiem biec po murawie,
odurzone, jak w śnie zawiłym –
miesiąc ciała im biczem srebrzystym okrwawi:
będą we krwi po ziemi się wiły.