Kalendarze Pana Cogito
1
Pan Cogito
przegląda czasem
swoje stare
kieszonkowe kalendarze
i wtedy odjeżdża
jak na białym parostatku
w czas przeszły dokonany
na samą granicę horyzontu
własnej niepojętej istoty
widzi siebie
w dalekim tle
ciemnego obrazu
Pan Cogito
doznaje uczucia
jakby spotkał
kogoś dawno zmarłego
lub niedyskretnie czytał
cudze pamiętniki
stwierdza bez satysfakcji
żelazną konieczność obrotów ziemi
następstwo pór roku
nieubłagane tykanie zegarów
i znikliwą
przerywistą linię
własnej egzystencji
owego pamiętnego dnia
(imieniny ukochanej)
słońce wstało dokładnie
szósta trzydzieści pięć
zaszło o ósmej dwadzieścia jeden
natomiast wspomnienie
panny
jest mgliste
imię zaledwie
kolor oczu
piegi
drobne ręce
śmiech
nie zawsze sensowny
kalendarz informuje dokładnie
że księżyc był w nowiu
i tak było na pewno
ale czy o n a była i on
i ogród i czereśnie
2
Niepokój budzą w Panu Cogito
zapiski osobiste
Hala.
Spotkanie z Leopoldem.
Złożyć podanie o paszport.
ale schodząc głębiej
w zakamarki jaźni
Pan Cogito
odkrywa miesiące
nie zapisane
żadną notatką
choćby tak banalną
jak – oddać bieliznę do prania
– kupić szczypiorek
żadnego znaku
żadnego numeru telefonu
żadnego adresu
Pan Cogito
wie co znaczy
złowróżbna
cisza
zna dobrze
ciężar
ślepych
wyblakłych
kartek
mógłby zniszczyć tę pustkę
zapisać byle czym
Pan Cogito
troskliwie przechowuje
szarobłękitne kalendarze
– jak łuski wystrzelonych nabojów
– wykres absurdalnej choroby
– jak pamiętnik pogromu