Pan Cogito a perła
Czasem przypomina sobie Pan Cogito nie bez wzruszenia,
młodzieńczy swój marsz ku doskonałosci owe juvenilne Per aspera
ad astra. Otóż zdarzyło mu się pewnego razu gdy spieszył na
wykłady że wpadł mu do buta mały kamyk. Umiejscowił się
złośliwie między żywym ciałem a skarpetką. Rozsądek nakazywał
pozbyć się intruza, ale zasada Amor fati – przeciwnie, znoszenie
go. Wybrał drugie heroiczne rozwiązanie.
Z początku wyglądało to niegroźnie, po prostu doskwieranie
i nic więcej, ale po jakimś czasie w polu świadomości pojawiła
się pięta, i to w momencie, kiedy młody Cogito mozolnie chwytał
myśl profesora rozwijającego temat pojęcia idei u Platona. Pięta
rosła, nabrzmiewała, pulsowała, z bladoróżowej stawała się purpurowa
jak zachodzące słońce wypierała z głowy nie tylko ideę
Platona ale wszystkie inne idee.
Wieczorem przed udaniem się na spoczynek wysypał ze skarpetki
obce ciało. Było to małe, zimne, żółte ziarenko piasku. Pięta
była przeciwnie duża, gorąca i ciemna od bólu.