Polska poezja

Wiersze po polsku



Pan Błaszczyński

Ogród pana Błyszczyńskiego zielenieje na wymroczu,
Gdzie się cud rozrasta w zgrozę i bezprawie.
Sam go wywiódł z nicości błyszczydłami swych oczu
I utrwalił na podśnionej drzewom trawie.

Kiedy zmory są zajęte przyśpieszonym zmorowaniem
Między mgłą a niebem, między mgłą a wodą –
Zielna zjawa swe dłonie zbezcieleśnia ze łkaniem
Nad paprocią – nad pokrzywą – nad lebiodą.

W takiej chwili Bóg przelatał, pełen wspomnień wiekuistych,
Ścieżką podobłoczną – właśnie, że tułaczą –
I przystanął na zbiegu dwojga tęsknot gwiaździstych,
Gdzie się widma migotliwe bylejaczą.

Zaszumiało jaworowo, ale chyba wbrew jaworom –
Samych cisz zamętem, samą cisz utratą…
„Kto te szumy narzucił moim dumnym przestworzom?
Kto ten ogród roznicestwił tak liściato?…”

Cisza… Nikt nie odpowiada. Płyną chmury i godziny…
Wszelka dal w niebiosach – to dal zagrobowa.
Pan Błyszczyński w świat nagle z trwożnej wyszedł gęstwiny,
Szepnął: „Boże!” – i powiedział takie słowa:

„Był w zaświatach – sen i wicher i zaklętej burzy rozgruch!
Boże, snów spełnionych już mi dziś nie ujmuj!
Jam te drzewa powcielał! To – mój zamysł i odruch…
Moje dziwy… Moje rosy… Dreszcz i znój mój!

Przebacz smutkom i widziadłom, nie znającym rozwodu
I opacznym kwiatom, com je snuł z niczego…
Moja wina! O, Boże, wejdź do mego ogrodu!
Do ogrodu!… Do – mojego!… Do – mojego!…

Wyznam Tobie całą zwiewność, całą gęstwę mojej wiary
W życie zagrobowe kwiatów i motyli
Wejdź do mego ogrodu! I cóż z tego, że czary!…
I cóż z tego, że ułuda nikłej chwili!…”


1 Star2 Stars3 Stars4 Stars5 Stars (2 votes, average: 4,00 out of 5)

Wiersz Pan Błaszczyński - Bolesław Leśmian
«