Wobec Morza
Rybacy, którym połów nie udał się złoty,
Z dala od mórz zdradliwych i brzegów ponętnych,
Wszelkiej głębi na przekór z sieci obojętnych
Rozpinają na puszczy błękitne namioty.
Marny ten, co przypływów chłonąc niewyśpiewność,
Wierzy, iż sieć jest siecią, a połów połowem!…
My, zbadawszy istnienia dwuznaczność i zwiewność,
Z sieci namiot uczynim pod niebem jałowem!
Namiot bezużyteczny! Lecz w rozwianej grzywie
Jego fałd, zbytkowniej szych nad wszelkie istnienie,
Przepych nudy rozzłoci swe czary i cienie!”
Tak się owi na puszczy chełpią niechełpliwiel…
Oddaleńcy! Raz jeden zbłąkani wśród szlaków,
Już się nigdy nie zbliżą do własnej oddali!
Nikt w nich teraz nie pozna wesołych rybaków,
Zwinnych nurków, rabusiów pereł i korali!
Jak pieszczochy przeznaczeń, których nic nie cieszy,
Drwią z gwiazd morskich purpury, z mew bielszych od mleka,
Żagiel, burzą wydęty, tylko ich rozśmieszy,
A szum fali przypomni, że czas się przewleka.
Przewleka się zabawnie, dziwacznie, misternie
Po najwiotszej gałęzi, po najcieńszym cieniu…
Zbliż się do nich, zawołaj tylko po imieniu,
A jak ślimak swe rogi, pokażą swe ciernie!
Lecz nocą sen, płonący każdemu ku chwale,
Da im pić z tego źródła, skąd nie pili z rana…
Wtedy warga ich blada, snem ucałowana,
Wyrzuca szepty-perły ijęki-korale!
Jadowita a szczera tego snu ułuda
Tak im duszę przez usta dobywa boleśnie!
Roniąc perły, korale śnią, jak morskie cuda,
Którym dano być sobą na chwilę i we śnie…