„Hymn do piękna”
Czy jesteś, Piękno, z nieba czy tez z piekła rodem?
W twym spojrzeniu anielskim i szatańskim płynie
Cnota mącona zbrodnią, przesyt truty głodem,
Możesz przejrzeć się w sobie jak pragnienie w winie.
W twych oczach jutrznie wstają, zapadają zorze,
Zapach świeżości ronisz ja po burzy kwiecie,
Przez filtr całunków z ust swych podobnych amforze
Sączysz słabość w herosa a zuchwałość w dziecię.
Czy jesteś blaskiem gwiazdy, czy prochem ciemności?
Jak wierny pies za tobą idzie przeznaczenie.
Rządzisz, za nic nie biorąc odpowiedzialności
I jak popadło siejesz radość i cierpienie.
Idziesz po trupach drwiąc z ich daremnych żywotów.
Gnój nie jest twym diamentem najskromniej bajecznym,
Mord, ulubieniec twoich najdroższych klejnotów
Na brzuchu wzdętym pychą drga w transie tanecznym.
Ćma skwiercząc w ogniu świecy modli się: kapłanko
Światła, bądź pochwalona, spal sny nierozumne!
Kochanek gdy pochyla się drżąc nad kochanką
Jest jak umierający, co pieści swą trumnę.
Nieważne, czy przybywasz z nieba czy też z piekła,
Jeśli, monstrum genialne z marzenia i błota,
Do tej nieskończoności, która mnie urzekła
Tajemnicą wieczystą, otworzysz mi wrota.
Nieważne, czy się począł Bóg czy bies w otchłani,
Czy lśnią welurem oczu wstydy czy bezwstydy,
Jeśli ujmiesz, jedyna królowo i pani,
Choć trochę nędzy życiu, a światu ohydy.
tłum. Zbigniew Bieńkowski