T. S. Eliot – Animula
„Z ręki Boga wychodzi oto zwykła dusza”
Na równiny ziemi, gdzie odmiany światła i zgiełku,
W jasnośc i ciemnośc, chłód i żar, w wilgoc i suszę;
Rusza między nogi stolików i krzeseł,
Podnosi się i pada, chciwa igraszek i pieszczot,
Śmiało rzuca się naprzód i nagle strwożona
Chroni się za wspartą na kolanie dłonią,
Znów doznaje spokoju i odczuwa radośc
Z choinki co jaśnieje świateł aromatem,
Z wiatru i blasku słońca i morza;
Rozważa słoneczne wzory na posadzce
I jelenie co wokół srebrnej tacy skaczą:
Myli rzeczywiste i zmyślone,
Wierzy w karty, w królowe i królów,
W wyroki wróżek, nianiek opowieści.
Ciężkie brzemię, co dzień cięższe,
Dzień po dniu rani i dręczy;
Tydzień po tygodniu mocniej rani i udręcza
Imperatywem tego czym „złuda i realnośc”,
Ułudne i prawdziwe, pragnienie i rygor.
Ból istnienia i snów narkotyki
Skręcają duszyczkę na ławce wykusza
Gdzie Encyclopaedia Britannica.
Z ręki czasu wychodzi oto zwykła dusza,
Samolubna, lękliwa, ułomna, bez siły,
Niezdolna do ataku, ani do odwrotu,
Strwożona żarem jawy, nie ufa dobroci,
Krwi natręctwu zaprzecza,
Cień własnego cienia, widmo we własnym mroku,
Zostawia bezładne kartki w gabinetu pyle;
Po raz pierwszy w ciszy – po wiatyku – żyje.
Módl się za Guierrieza, chciwego szybkości i potęgi,
Za Boudina, rozdartego w strzępy,
Za tego, który zrobił fortunę wielką,
Za tego, który znalazł własną drogę.
Za Floreta, co wśród cisów przez psy rozszarpany,
Módl się za nas dziś i w godzinę naszych narodzin.