Gall Anonim pisze
Przywiązany do pióra – nie więcej niż pióro
umierając zważyć w palcach – piszę swoją sprawę
– każdą literę gotów płacić skórą.
Szukam jak tutaj p a t r i a, ledwo czuję strawę
– świeżutką rybę – co ją podniesiono
trzepoczącą na mieczu i którą tak smacznie
jemy, że od tej ryby dopiero się zacznie
przemiana smaku ojcowizny.
Dłonią
galijską skrobię pergamin – mądrzejszy
o całe piękno składni Cezara i o to,
jak to dziadowie moi swój las i swe błoto,
i własną rybę bronili. Dziś mniejszy
od laskowego orzecha mnich liczę już, ile
zapłacą na tej ziemi za obiad spokojny…
I chociaż władca krwawy i niebogobojny,
wspomniawszy rzymskie prozy, kark przed nim pochylę,
a nawet dodam przypraw.
Nie wiem, może lepiej
rządziłby naszą rybą ten, co teraz ślepi
jak czerw zwinięty w lochu. Nie napiszę o nim
– wymyślę za to, jak król w cieple łaźni
przebaczał winnym i rózgami gonił
waląc w zad po ojcowsku.
Że się zawsze błaźni
podobny mi kronikarz, że w Rzymie uczono
czystszej od miecza prawdy…
Nie dla nas, co w bagnach
siedząc trzymamy swoje, owa rzymska prawda,
cnota jawniejsza od szyku legionów.
*
Dziejopis tutaj zawsze niby złodziej,
Anonim czyni swoje, Anonim odchodzi
nie wiedząc nawet, czy ryby obronił…
Sztuka Stosowana, 1966