SPANIE NA SKRZYDŁACH
Być może by uniknąć jakiegoś ogromnego smutku
Niczym w tragedii jakobickiej gdzie nasz bohater woła „Snu!
Długiego głębokiego snu żeby zapomnieć o tym!”
Człowiek się zrywa do lotu nad tym bezbrzeżnym miastem,
Łukiem unosząc się z chodnika jak to robi
Gołąb gdy trąbi klakson lub trzaskają drzwi, drzwi
Marzeń, życie podtrzymywane w wielobarwnych miłościach
I pięknych kłamstwach we wszystkich różnych językach.
Strach też odpada, jak cement, a ty
Jesteś nad Atlantykiem. Gdzie jest Hiszpania? gdzie jest
Kto? Wojna Domowa miała wyzwolić niewolników,
Czyż nie? Nagła wyrwa w powietrzu przypomina o
Grawitacji
I twej postawie wobec miłości ludzi. Ale to właśnie
Tutaj są bogowie, snujący spekulacje, odurzeni.
Kiedy nie masz oparcia, jesteś wolny, czy umiesz
W to uwierzyć? Nigdy się nie obudzić do smętnej walki
O twarz?
Wyruszać zawsze ponad bezosobowy przestwór,
Być wiecznie poza, nie wikłać się w nic!
Oczy się przewracają w sen jakby obracał nimi wiatr
A powieki otwierają się z lekkim trzepotem jak skrzydło.
Świat jest lodową górą, tak wiele jest pod powierzchnią!
I było i jest, a jednak ten kształt, on może również
Śpi. Tamte rysy wydrapane w lodzie kogoś drogiego
Kto zmarł, jesteś rzeźbiarzem śniącym o przestrzeni
I szybkości, mogłaby to zrobić sama twoja ręka.
Ciekawość, namiętna ręka pożądania. Nie żyje,
Czy śpi tylko? Czy starczy szybkości? I opadając,
Porzucasz wszystko coś uczynił swoim, królestwo
Twego przepływającego ja, bo musisz się obudzić
I tchnąć swe ciepło w ten drogi wizerunek
Bez względu na to czy jest martwy czy tylko znika,
Jak znika przestrzeń i twoja pojedynczość.
(29 grudnia 1955)
Przełożył Piotr Sommer