Księgi pierwsze – Pieśń VI
Acz mię twa droga, miła, barzo boli,
Nie chcę cię trzymać przeciw twojej woli;
Z mej strony bodaj wszystko dobre miała,
Kędy się kolwiek będziesz obracała.
Lecz sama widzisz, jakie wiatry wstają,
Jakie po niebie chmury się mieszają.
Ja wiem, co umie morze i szalony
Wicher, na wody słone uniesiony.
Niech żony srogich pohańców i dzieci
Doświadczą, jakim pędem wicher leci
Morze mieszając; huczą srogie wały,
A brzeżne w gruncie wzdrygają się skały.
Takci się biednej Europie dostało,
Jeno że wołu chciała przysieść mało,
Bo się z nienagła przymknął z nią ku wodzie,
Potym jak płynie, tak płynie bez łodzie.
A ta dopiero zlękła się nieboga,
Gdzie pojźrzy, zewsząd morze, zewsząd trwoga;
Brzegu nie widać, przewoźnik niepewny,
Strach serce ujął, a w oczu płacz rzewny.
A gdy do sławnej Krety przypłynęła,
Z wielkiej tesknice włosy targać jęła
Skarżąc się z płaczem: „Ojcze mój łaskawy,
Któregom zbyła prze me głupie sprawy,
Com ja tu miała czynić w tej krainie?
Mało jest jedna śmierć panieńskiej winie.
Ale na jawiż płaczę swej lekkości?
Czy mię pokusa łudzi krom winności,
Która przez wrota kościane wychodzi,
A na człowieka sny dziwne przywodzi?
Lepiej li było przez morze się pławić
Czy nad polnymi kwiatkami się bawić?
By mi się teraz dostał jako w ręce
On wół bezecny, byłby w takiej męce,
Żeby mu ze łba musiały spaść rogi,
Chociaż był u mnie niedawno tak drogi.
Nie miałam wstydu, dom swój opuszczając,
I teraz nie mam, śmierci odkładając;
Boże mój, jesli słyszysz prośbę moję,
Niechaj dziś nago w pośrzodku lwów stoję!
Pierwej niż pleśnią piękna twarz przypadnie
I zupełnemu ciału krasa spadnie,
Niechaj mię wilcy pożrą w tej gładkości,
A po pustyniach rozniosą me kości!”
Nikczemna dziewko, ojciec ci przyciska,
Czemu nie umrzesz? Strzyma cię ta niska
Jedlina i pas zaniesiony w cale;
A jeslić milsza śmierć na ostrej skale,
Daj się w moc wiatrom, a skocz z góry śmiele,
Niżbyś wolała siedzieć u kądziele,
Królewska dziewka, i być w ręce dana
Srogiej pogance, winna bywszy pana.