Nazywam Cię
Nazywam Cię w ciemnościach Betsabe
Kleopatrą, Lady Godivą…
pastwiska niebiańskie otwierają w tobie
błękit przeczysty
a źródła łącząc się w Jedno
ustanawiają rzeki i mosty na nieboskłonie.
Wtulam się w twoje ciało jak iskra wyjęta z ogniska,
obok szeleszczą pokoje do wynajęcia.
Okiennice uderzają o siebie niczym kołatki.
W środku jesieni latający dywan z liści przynosi nostalgię
za utraconą dalą upalnego lata.
Kiedy zamykam oczy słyszę dźwięk rikszy za oknem.
Na rogu Hallera i Beyzyma rozpalamy bengalskie ognie wyobraźni,
gwiazdy odpowiadają rzucając w niebo
feerię niespełnionych do końca marzeń.
Nazywam Cię Alefem, tarotem, labiryntem
tak mi ostrożnie stąpasz po rozpalonych węgielkach podłogi, iż
rozplątuję w ciemnościach twój szept,
z węzełków zamilczenia,
nie czując nic oprócz napowietrznych ogrodów
widocznych w oddali
z dachu wszechświata.
O zmierzchu jesteś wieżą narodzin,
krętymi schodami zwiastowania świtu
jak się karty układa w pasjanse trwania…
w bezruchu lędźwi, w uchwycie bioder,
by potem na ślepo iść za smugą światła,
zaklinając kaligrafię miłości
na twoich plecach w jeden
wspólny alfabet odczuwania.