Jezioro rtęci
Idziemy wolnym krokiem – my książęta nocy
Księżyc gębę pyzatą w szklance wódy moczy
Piotr snuje opowieści które znam na pamięć
Ten facet muszę przyznać fantastycznie kłamie
Płaszczyzna Rynku błyszczy jak jezioro rtęci
Od tego migotania aż się w głowie kręci
Grynszpan czepia się blachy grzyb zjada kamienie
Tej baśni i ruiny na nic nie zamienię
Hejnał z podniebnej wieży brzmi mocno fałszywie
O tak wariackiej porze wcale się nie dziwię
Stary kocur – lunatyk skrada się za nami
Łypiąc zaropiałymi żółtymi ślepiami
Typ jakiś podejrzany bezgłośnie nas mija
Piotr mówi w uniesieniu że to święty pijak
Popłyńmy zatem miasta zmurszałym okrętem
Bo miasto jak ten człowiek – przeklęte i święte
Znajomy dusz inżynier – dzisiaj na urzędzie
Straszliwie kombinuje co z nim dalej będzie
Gdy tutaj wszystko fiknie do góry nogami
To będzie musiał biedak wiać przed wyborcami
Pan Staszek który metę prowadzi pod drzewem
Nie bardzo się przejmuje wielkich zmian powiewem
Bo chociaż konkurencja, dzikie obyczaje
Lecz rządy upadają a on pozostaje
Wiatr niesie strzęp gazety której już nie wierzę
Najświeższe wiadomości bywają nieświeże
Zegary dzwonią spiżem o tym co minęło
W najbliższym nocnym klubie bilard i wideo
Zaspany pan policjant przechodzi niemrawo
I mruczy że artyści bawią się i bawią
Płaszczyzna Rynku błyszczy jak jezioro rtęci
Idziemy wolnym krokiem – przeklęci i święci
Jesień 1989