Ballada o drzewodomach
Tu mieszka stara kobieta z myślami w niebie
pająki umierają zapatrzone w swoje ofiary
powietrze tu jest stężone zda się przypłaszcza płuca
w maju spadają chrabąszcze ale są martwe
po wymuskanych ścianach wspina się czasem wiatr
wtedy się dzieje muzyka dziupli lecz to trwa krótko
powyżej już jest pustynia po której wędrują dźwięki
stąd ich jednak nie słychać smużkę białą ledwo dostrzeżesz
drzewodomy się także chwieją najlepiej widać gdy stoisz
oparłszy głowę o szarość co dopiero wyrosła z ziemi
wtedy dziwne to chwianie bo wiatru nie czujesz chociaż
coś za plecami trzeszczy i coś stęka głucho pośrodku
a gdy się zdarzy burza co tu ma sens jakiś inny
połamie wszystko u kolan stopy zostawi ziemi
mówię wtedy dla mnie jest to bardzo zwyczajne
i nie znajduję ciszy lepszej niż spoczywanie
lecz gdy jest mi nazbyt pustynnie modlę się do tych którym
przykazano władzę nad ogniem choć wiatr jest im nieposłuszny
boję się jakoś zwyczajnie że motylowi nieba
opalą skrzydła a przecież po co mi taki motyl
więc gdy anioły fruwają po jego błękitnych kolorach
modlę się do aniołów i drzewodomy wtedy
nieruchomieją na krótko
głos mam wszakże bardzo niezwykły