Ach, jaka noc
Ach, jaka noc! Aż oczy rwie!
Nie zasnę. Blask i tu się wciska.
Czy tleje wciąż na serca dnie
Młodości utraconej iskra?
Kochanko chłodniejących lat!
Nie łudź mnie mówiąc, że to miłość,
Pozwól, by na wezgłowie padł
Ten strumień miesięcznego pyłu.
Niech naznaczoną wiekiem twarz
Rysuje ostro światłość biała –
Jakże mną bowiem wzgardzić masz
Ty, co pokochać nie umiała.
Pokochać można tylko raz,
Stąd jestes mi tak bardzo obca;
A lipy próżno mamią nas
Stopami grzęznąc w śnieżnych kopcach.
Wiemy wszak dobrze ja i ty
W ten wieczór siny i wysoki,
Że to nie zieleń na nich lśni,
Że skrzy się na nich mroźna okiść.
Żeśmy kochali – ty nie mnie
Ja – inną, jasną i daleką…
A teraz tylko noce czcze
W złudnej miłości nam się wleką.
Lecz dalej grę fałszywą graj
I tul mnie w pocałunku płochym.
Niech srcu wiecznie śni się maj
I ona, którą zawsze kocham.
1925
Tadeusz Mongrid