Stefania
Kto poznał panią Stefanią,
Ten wolał od innych pań ją
Co Ś w niej już takiego było,
Że popatrzeć na nią Miło.
Oczy miała jak bławatki
I na sobie ładne szmatki.
Chociaż to rzecz dosyć trudna,
Zawsze była bardzo schludna.
Aż mówił każdy przechodzień:
„Ta się musi kapać co dzień”.
Choć miała męża filistra,
W innych rzeczach była bystra.
Jeździła aż do Abacji
Po temat do konwersacji.
Prócz tego natura szczodra
Dała jej b. ładne biodra.
Raz j Ą Pozn Ał jeden malarz,
Który często pijał alasz.
Jak j Ą Zobaczył na fiksie,
Zaraz w niej zakochał w mig się.
Miała w uszach wielki topaz
I była wycięta po pas.
Przedtem widział różne panie,
Ale zawsze były tanie.
I do swego interesu
Miały dosyć podłe desu.
Stras Znie się zapalił do niej,
Wszędzie za Stefanią Gonił.
Miał kolorową Koszulę
I przemawiał bardzo czule.
Żeby dała mu natchnienie,
Ale ona mówi, że nie.
Że umi kochać bez granic,
Ale to tyż było na nic.
Potem jej mówił na raucie:
„Dałb Y M życie, żebym miał cię” .
Jak zobaczył, że nie sposób,
Poszedł znów do tamtych osób.
Ale już zaraz za bramą
Mówił, że to nie to samo.
Takiej dostał dziwnej manii,
Że chciał tylko od Stefanii.
Bo to zawsze jest najgłupsze,
Kiedy się kto przy czym uprze.
Mówili mu przyjaciele:
„Czemu Jesteś Takie ciele?
Z kobietami trzeba twardo,
A nie cackać się z pulardą”.
Więc jej zaczął szarpać suknie:
A ta jak na niego fuknie.
Wtedy całkiem stracił humor
I upijał się Na umor.
Potem do Stefanii lubej
List napisał dosyć gruby.
Że to będzie znakomicie,
Jak sobie odbierze życie.
A ona myślała chytrze:
„To by było nie najbrzydsze”.
Le Cz jak doszło co do czego,
Jakoś nic nie było z tego.
Potem znowu za lat kilka
Przyszła na nią Taka chwilka.
I myślała, czy to warto
Było być taką Upartą.
Lecz tymcz Asem mu wychudło,
Bo już była stare pudło.
Tak to ludzie trwoni Ą Lata,
Że nie są Jak brat dla brata.
Z tym najgorszy jest ambaras,
Żeby dwoje chciało na raz.