„W mroku gwiazd”
Jam ciemny jest wśród wichrów płomień boży,
lecący z jękiem w dal – jak głuchy dzwon północy –
ja w mrokach gór zapalam czerwień zorzy
iskrą mych bólów, gwiazdą mej bezmocy.
Ja komet król – a duch się we mnie wichrzy
jak pył pustyni w zwiewną piramidę –
ja piorun burz – a od grobowca cichszy
mogił swych kryję trupiość i ohydę.
Ja – otchłań tęcz – a płakałbym nad sobą
jak zimny wiatr na zwiędłych stawu trzcinach –
jam blask wulkanów – a w błotnych nizinach
idę, jak pogrzeb, z nudą i żałobą.
Na harfach morze gra – kłębi się rajów pożoga –
i słońce – mój wróg słońce! wschodzi wielbiąc Boga.
* * *
W mym sercu baśni o jutrzence
i fantastyczne kwiaty szronu ;
w mym sercu jakby echo dzwonu ;
w mym sercu zakrwawione ręce
grają na strunach miesiąca
odwieczny ciemny
hymn.
Schodzę w labirynt podziemny –
u stóp mych morze się roztrąca.
* * *
Wampir
Modlą się duchy ciemnych wód –
modli się serce krwawe.
W wnętrznościach mogił szlocha lud
i szlocha serce krwawe.
Armat spiżowych tętni grzmot
i tętni serce krwawe.
Bagnety pełzną pijanych rot
i pełznie serce krwawe.
Zadrgały bruki rżniętych miast –
zadrgało serce krwawe.
Wampiry gaszą wieczność gwiazd
i gaszą serce krwawe.
Zhańbione ciała – pusty dwór –
zhańbione serce krwawe.
Wtem tryumfalnie zapiał kur –
i pękło serce krwawe. ”
* * *
Stanąć tak nad morzem
z chmur kłębami na dnie
i w głąb niemą rzucać
jarzące klejnoty…
I pod jej pałacem
oprzeć skroń na murach
i wyrzec się – wyrzec
duszy swej na wieki…
I żagiel rozwinąć,
kiedy burza wyje
i mknąć ponad góry
i spadać – i płynąć…
* * *
Wśród czarnych mórz
ogień w rubinie –
widzę w głębinie
Śniącą o wędrówce dusz.
Migocą żarze
na grobowcach gór –
płonęły nam twarze
miłością znad chmur.
Słońce z gór wezgłowia
kładło cień po cieniu –
wśród ludzkiego mrowia
zostałem w milczeniu.
Ach, dobrze – już mrok –
na chmurach popioły –
widzę Boga wzrok –
gdy strącił Anioły.
* * *
O nocy cicha, nocy błękitna
u stóp Twych leżę, całując Cię –
warkoczy Twoich gąszcz aksamitna
po wzgórzach gwiezdnych w niebo się pnie.
Srebrzą się stawy, szumią potoki
i tylko serce w płomieniu burz –
idę w puszcz leśnych ciemne wyroki –
nocy błękitna – żegnam Cię już.
* * *
Noc – kryształ czarny. Iskrzą się gwiazdy nad borem.
Jeszcze mam obraz Twój w sercu mem smutnem i chorem.
Pociąg mię niesie w dal ku morzom, gdzie wszystko utonie –
i wtedy pójdę ku wam, o gwiazd plejado, Orionie!
* * *
Na maszcie moim Wega się żarzy –
a na dnie zimna puszcza korali –
fala wyjąca dziko się żali,
jak widmo tęskne umarłej twarzy.
* * *
Nokturn
Las płaczących brzóz
śniegiem osypany,
pościnał mi mróz
moje tulipany.
Leży u mych stóp
konająca mewa –
patrzą na jej trup
zamyślone drzewa.
Śniegiem zmywam krew,
lecz jej nic nie zgłuszy –
słyszę dziwny śpiew
w czarnym zamku duszy.
* * *
Oto mej duszy świątynia – z czarnych, jak miłość, marmurów,
gdziem lud spiżowych posągów zaklął nad głębią rozpaczy.
Niech wicher morski gra, niech strąca lwów – Poskramiaczy
w płynny wulkanów żar – w ogniowy pałac Ahurów.
Tu napowietrzny most z bolesnych krwawych stygmatów
między górami na morzu, jakoby nici pajęcze –
i tu Cię będę niósł, jak chmura porwaną tęczę,
na ten najwyższy cypl – w zorzy polarnej dwóch światów.
I Tobie oddam regiony, co w skalnych zboczach mej duszy,
jak ametysty lśnią : sny prerie : sny jak miesiąc w borze,
i tę ścieżynę modlitwy, którą szedł Chrystus raz w mroku.
A dla mnie to bezbrzeżne kraterów gasnących morze,
upiory świateł, wieczność, której już nic nie poruszy –
chyba ten Bóg – co przyszedł mię potępić – w Twoim wzroku.
* * *
Zahuczał wicher – wicher jesienny
nad moim sercem – sercem tułaczem –
i Anioł senny – Anioł Gehenny
już mnie powitał – powitał płaczem.
* * *
Nade mną leci w szafir morza
obłok, pojony mlekiem gór –
nade mną śpiewa ptaków chór –
motyl, kochanek lilij łoża…
A ja pod mrokiem łzy – kamienia
sączę swój ciemny jad –
lecz śmiać się będę z przerażenia
tego, kto zerwie kwiat.
* * *
Migocą złote pomarańcze
w odludnym czarnym salonie –
Ty upiór – rządzisz na tronie –
z miesiącem wchodzę ja – i tańczę.
Splecione kobry nad róż misą
nurzają jady w kryształ czarek –
wśród maurytańskich kolumn Wareg
mieczem wskazuje tam gdzie lwy są.
Miłosne krwawe pomarańcze
w letargu śniącej czarnej Diany –
o jęku, tylko raz słyszany!
Z miesiącem wszedłem tu i tańczę.