Okno
Okno
Nagle – patrz – przybyła,
Przyszła naraz wiosna
Na którą czekaliśmy od lat.
Widzę cię ofiarowaną tej zieleni,
Żywemu oddechowi wiatru,
I czemuś czego nie znam i czego się lękam
– i trwam w ukryciu –
Gdyby dotknęło to mojego serca umarłbym.
Ale wiem to zbyt dobrze jeśli na gwar
Uliczny wychylam się,
Zbyt różny od zieleni którą porusza na tarasach żywy podmuch,
Od niezwykłego świerszcza który tego roku
Wyłania się wieczorem spośród dachów miasta
– i zamknięty w sobie, trwam zdjęty z odrazą.
Jednak wystarczył jeden dzień.
Jakże nagle jedna po drugiej
Pojawiły się chmury
Które ciasno płyną po zieleni
Gaszą pieśń i jutro
I srogim chcą uczynić nasze niebo.
Powiedz więc ty jeśli jeszcze wiesz
Że wciąż jestem twoim śpiewem,
Żywym tchnieniem, twoją
Wieczną zielenią, głosem który kochał i śpiewał –
Który teraz, słyszysz?
Na dachach szuka tej odrobiny wiosny
I dąży i walczy i wciąż poddaje.