Pieśń o zbrataniu dusz
Ktoś wierzy w Mahometa, ktoś w Allacha lub w Jezusa
Niejeden w nic nie wierzy i czort wie w co taki gra
Wspaniale w swej religii przyjęli to Hindusi
Że dusza nie umiera lecz wcieleń kilka ma
Chciałbyś od dziś by dusza twa
Zrodziła się na nowo
Lecz jeśliś żył jak świński ryj
To świnią będziesz znowu
Jeżeli krzywo patrzy ktoś, przyzwyczaj się do tego
I pluń na durni, którzy dziś wrogami twymi są
Po śmierci wnet leciutko już rozpoznasz wroga swego
Bo w górze ponoć mają jak rentgen taki wzrok
Na luzie żyj, swą wódkę pij
Jest powód by się cieszyć
Z kościami chłop jest prezes twój
W niego się możesz wcielić
Bo choćbyś teraz nawet był budowy cieciem nocnym
i nie pozwolą mówić ci gdzie ich dokładnie masz
Narodzić naczelnikiem się, ministrem prawomocnym
Powoli i kolejno ty wtedy wszystkim dasz
Papugą głupio strasznie być
I za kimś wciąż powtarzać
Nie lepiej to nie mówić nic
Niż bzdury opowiadać
I kto jest kto, i kto jest kim nikt tego dzisiaj nie wie
Choć naukowcy głowią się, co człowiek w sobie ma
Że gdy obiecać tylko mu własnego coś dla siebie
To w lojalnego zmienia się i służalczego psa
Dlatego też pocieszam się
Hindusi to potwierdzą
Że wziąłem prawdy tylko te
Te które mi zatwierdzą.