Przebudzenie
Kiedy opadła groza pogasły reflektory
Odkryliśmy że jesteśmy na śmietniku w bardzo dziwnych pozach
Jedni z wyciągniętą szyją
Drudzy z otwartymi ustami z których sączyła się jeszcze ojczyzna
Inni z pięścią przyciśnięta do oczu
Skurczeni emfatycznie patetycznie wyprężeni
W rękach mieliśmy kawałki blachy i kości
(światło reflektorów przemieniało je w symbole)
Ale teraz to były tylko kości i blacha
Nie mieliśmy dokąd odejść zostaliśmy na śmietniku
Zrobiliśmy porządek
Kości i blachę oddaliśmy do archiwum
Słuchaliśmy szczebiotania tramwajów jaskółczego głosu fabryki
I nowe życie słało się nam pod nogi