Stok nad Lorną
Stok nad Lorną
Miesiąc niewielu dni,
Lub ty o uległym miąźszu,
Jasna szyja niezwykle
Ciepła pierś która karmi,
Słodkie winogrono w ustach,
Młode ptaki które uwalniają się
Z więzów rozłąki
A które śmiało zwlekają
W harmonii ruchów
Ukazując swe pióra
I swe małe radości,
Ptaki pozbawione złudzeń,
Ogromne pawie na płotach,
Klomby jak nieprzemyślane wiązanki,
Każde drzewo ma za sobą
Swój cień suto przystrojony,
Raje chryzantem
Gromadzą się na niebieskich szczytach.
Podniosłem kolorowy liść
I zapomniałem czereśnię
Na mniej widocznym wzgórzu;
Dzieciństwo wyzbierane ziarnko do ziarnka,
Dzieciństwo smakowite resztki,
Mrówka zniszczyła zmieniony
Smak czereśni,
Nieśmiały ruch wody
Daje początek korzeniom.
Pośród kędzierzawej masy winobrania
Chłód szkodzi a bezbronne
Światło słońca inicjuje
Dzięcięcy beztroski szaber.